piątek, 22 marca 2013

Rozdział 20. Nie pozwolę Ci zmarnować sobie życia!

Listopadowe poranki nie należą już do najcieplejszych i to nie tylko tu w Londynie, w Polsce też było często zimno. Zeszły weekend był jednym z najcudowniejszych w naszym życiu. Szczerze mówiąc, chciałabym tam znowu pojechać. Anne i Gemma są cudowne. Ten weekend również zapowiada się dosyć ciekawie. W sobotę impreza w klubie z chłopakami z okazji wydania nowego albumu "Take Me Home". Piosenki cudowne, na serio, szczególnie "Little Things", "Rock Me", "Over Again", "They Don't Know About Us". Z resztą, co ja wymieniam, przecież wszystkie są przepiękne. Nie znudzą się mi, chociaż jak lecą cały dzień u Marysi w pokoju, to czasami mam ochotę zatkać sobie uszy słuchawkami i posłuchać czegoś innego, ale po jakimś czasie znowu wraca ochota na słuchanie ich piosenek, szczególnie gdy jeden z głosów tak cudownie wypowiada słowa I love You, Sophie. Na prawdę cudowne. Dochodziła godzina 10, piątkowego poranka, kiedy zeszłam na dół do kuchni, gdzie do "I Would" tańczyła Marysia smażąc jajecznicę.
- Cześć Horan! - krzyknęłam.
- Siema Styles! - zaśmiałyśmy się razem.
- Wyspana? - zapytałam.
- Tak oczywiście. - odparła - Zoś, chcesz też jajecznicę, czy będziesz robiła sobie coś innego?
- Zjem jajecznicę, jak dasz trochę. - wytknęłam jej język.
- Dam, dam. Oczywiście. - uśmiechnęła się i rozdzieliła jajecznicę na dwie części.
Usiadłyśmy przy kuchennym barku i zabrałyśmy się za konsumowanie.
- No i co słychać? - zaśmiałam się.
- Szczerze?
- Jak najbardziej.
- To nie za dobrze.
- Dlaczego?
- Bo wczoraj czytałam twitter'a, w sensie moje Mentions i powiem Ci, że niektóre laski to potrafią pocisnąć. Mają takie teksty jak Ty. - wytknęła mi język.
- No wiesz. Nie porównuj mnie do nich. - zaśmiałam się - Ale teraz na serio. Czy one Cię hejtują?
- Nie wszystkie, ale te trzy tweety, które tak wynalazłam, to po prostu rozbiły mnie wewnętrznie i nie mogłam się przez całą noc pozbierać. Myślałam, że zejdę z tego świata, no wiesz, myślałam, że zaraz coś sobie zrobię.
- Niech no tylko jeszcze raz jakaś do Ciebie napisze...
- I co zrobisz? Tak samo jak one walniesz ciętą ripostę? Nie jesteś już osobą, która nic nie znaczy. Ludzie patrzą na to co robisz i piszesz. Z resztą nie warto się zniżać do ich poziomu.
- Tu masz całkowitą rację. Aż się boję, kiedy Hazza potwierdzi nasz związek. W sensie no wiesz o co mi chodzi, zdjęcie w samochodzie, czy jakieś tam wypady były tylko podstawą do spekulacji. Harry powiedział, że teraz, jak będą u Nick'a w radiu, to wszystko potwierdzi, bo przecież Nick zna prawdę.
- No tak. Wiesz, że Hazza, chociaż według mnie niesprawiedliwie, jest najczęściej opisywanym członkiem zespołu, jakby istniał tylko on.
- Prawda. Zauważyłam to. Mam takie samo zdanie na ten temat. Anne i Gemma też to zaobserwowały i też według nich, nie jest to fair wobec reszty.
- Dokładnie. Każdy z nich powinien być traktowany na równi, a nie. No i problemem będzie to, że będziesz miała na głowie więcej hejtów, w końcu więcej panienek za nim szaleje.
- Boję się tego jak cholera. Aż nie chce mi się myśleć o tym, co będzie. Przecież one zjedzą mnie żywcem. Masakra.
- Antynowicz! Głowa do góry. Jedziemy tym samym wózkiem. Pomożemy sobie nawzajem. Przecież Dani, Perrie i El też to przeżywają.
- Olechowicz, wiem. - wytknęłam jej język. - Dani mówiła jakie były konsekwencje tych hejtów. Zerwali ze sobą na jakiś czas przecież, ale potem jak to ona mówi "dzięki Bogu się zeszliśmy na nowo i mam nadzieję, że na stałe".
- Wiem, pamiętam. Dobra skończmy ten niemiły temat. Będzie, co ma być. Czas pokaże.
- Dokładnie. Czas pokaże. Oby było jak najlepiej. Aa! Jedziesz gdzieś z Niall'em, czy widzicie się dopiero jutro?
- Jutro, ale przyjeżdża wcześniej. Dziś przecież 9. Wyszedł ten ich album i są na podpisywaniu płyt w centrum.
- No wiem, wiem. - zaśmiałam się. - Tak samo ja z Harry'm widzę się jutro. - uśmiechnęłam się.
- No to może gdzieś dziś wyskoczymy?
- Hmm. W sumie Dani i Perrie chciały nas wyciągnąć na zakupy, co Ty na to?
- Jestem na TAK. Jakże bym miała być na nie? - zaśmiała się.
- Wiedziałam zakupoholiczko. - wytknęłam jej język - W takim razie dzwonię do Dani.
Wybrałam numer do Danielle. Odebrała po trzecim sygnale.
- Cześć kochanie! - powiedziała do słuchawki - Co tam?
- A dobrze, dobrze. - zaśmiałam się - Dan, my idziemy z Wami. W sumie po to dzwonię.
- Super. W takim razie w południe na Oxford Street.
- Jasne. Do zobaczenia.
- Pa. Kocham.
- Kocham.
Rozłączyłam się.
- I co? - zapytała Marysia.
- Południe, Oxford Street. - powiedziałam.
- Jupi! To się nazywa życie. Chodźmy się szykować. - krzyknęła radośnie.
- Jasne, już idę, idę.
O 11:20 spotkałyśmy się w korytarzu. Marysia czekała i z niecierpliwością przebierała nóżkami, jak mała dziewczynka, która czeka na lizaka, za grzeczne zachowanie.
- Już wychodzimy. - zaśmiałam się. - Poczekaj tylko, aż nałożę buty.
- Jasne. Mhm. Spoko. - mamrotała pod nosem.
- Dobra. Wychodź. - pchnęłam ją do wyjścia. - Zamknij drzwi. Ja idę po samochód.
- Ok.
Wyjechałam samochodem i automatycznym pilotem zamknęłam garaż. Poczekałam aż Marysia wsiądzie do środka. Gdy tylko zamknęła drzwi ruszyłam w stronę Oxford Street. Na umówione miejsce zajechałyśmy z pięciominutowym opóźnieniem, a to wszystko przez te przeogromne korki. Szybko zaparkowałam, zamknęłam auto i w pośpiechu szłam za Marysią, która pędziła co sił w nogach w stronę stojących przed Galerią, Dani i Perrie.
- No cześć piękne! - krzyknęła Perrie. - Korki, co?
- Dokładnie. - zaśmiała się Marysia.
Przywitałyśmy się z dziewczynami.
- To co, gdzie najpierw? - spytała Danielle.
- TopShop? - zarzuciła Marysia.
- Cudo! - krzyknęła Perrie.
- Ok. To ruszajmy. - powiedziałam.
Pięciogodzinne szarżowanie po sklepach zakończyłyśmy w Pizza Hut. Zamówiłyśmy sobie dwie duże pizze i niezdrową coca colę do picia. Na nasze szczęście była dolewka, jak w KFC.
- Ulala. - powiedziała Dani, jak przynieśli pizze - Ale co mi tam, na treningu wszystko i tak spale. - zaśmiała się.
- Dokładnie Dan, co się będziesz przejmowała. - zaśmiałam się.
- Pff, nam to nie szkodzi laski. Bo my jesteśmy szczupłe. Godzinka joggingu potem i zrzucona. - dodała Perrie.
- Jasne. Wiadomo. Przecież my to my. - powiedziała Marysia.
- Dobra, w takim smacznego. - powiedziałam.
- Wzajemnie. - odpowiedziały chórem.
Po skończonym posiłku wyszłyśmy i skierowałyśmy się jeszcze do Empiku. Chciałyśmy ogarnąć jakieś nowości i z muzyki i z książek. Gdy tylko weszłyśmy do środka, stojące w kolejce, jak było widać, fanki naszych chłopaków, zwróciły swoje oczy w naszą stronę. Ok. Było to trochę przerażające, jakby tak dodać do tego muzykę jak z horroru, ściemnić światła w pomieszczeniu, to na pewno bym zwiewała stąd.
- Woo, ale się patrzą. Co człowieka nigdy nie widziały? - zaśmiała się Perrie.
- Chyba nie. - dodała Dani.
- A no. - zaśmiałam się z Maryśką.
- Dobra. Nie wnikam - powiedziała Danielle - Lepiej chodźmy do działu z książkami.
Poszłyśmy za Dan, a dziewczyny dalej na nas patrzały.
- Perrie, może one czekają, aż im powiesz, że jak chcą autograf czy zdjęcie, to możesz poświęcić im czas. - powiedziała Maryśka.
- Może. - zastanowiła się Perrie. - Ok girls. - zaczęła - Why do you look at us like we were aliens? It scares us. So if any of you want a photo or autograph, please, now I have for you a second. (Czemu patrzycie na nas jak na kosmitów? To nas przeraża. Więc jeżeli ktokolwiek z was, chce zdjęcie lub autograf, proszę bardzo, teraz mam dla was chwilkę.) - uśmiechnęła się.
Gdy tylko to powiedziała dziewczyny przestały się dziwnie patrzeć i zaczęły podchodzić, jedna po drugiej do Perrie, a ona pozowała z nimi do zdjęć, non stop się uśmiechając, podpisując plakaty. Po około pół godzinie Perrie zakończyła rozdawanie zdjęć i autografów. I mogłyśmy spokojnie wyjść ze sklepu i pójść na parking.
- Jak się cieszę, że do mnie nie podeszły - zaczęła Dan - Już się bałam, że będę musiała z nimi pozować. Robię to tylko, jak jestem z Liam'em. Nie chcę tego robić, gdy go nie ma obok, żeby potem nie mówiły, że lansuję się tym, że z nim jestem i strzelam sobie fotki z fankami.
- Bardzo dobrze, że nie podeszły. - dodałam - Nie wiedziałabym, co mam zrobić.
- E tam. - zaśmiała się Marysia.
- Czekajcie - krzyknęła Perrie - Tu jest ten automat, który od razu wywołuje zdjęcia. - uśmiechnęła się - Chodźcie zrobimy sobie foteczki. - zaśmiała się.
- Ok. Idziemy. - powiedziała Danielle.
Poszłyśmy szybko do automatu. Zrobiłyśmy sobie jedną sesję wspólną, a potem parami, tak że każda miała cztery paski ze zdjęciami. Super nam wyszły. Stałyśmy jeszcze chwilę, koło samochodu pakując rzeczy.
- Dobra laski. - krzyknęła Danielle - To do jutra na imprezie. Pa.
- No do jutra.
- Pa. - krzyknęła Perrie.
- Do zobaczyska. - krzyknęła do nich Maryśka.
Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do domu. Na miejscu byłyśmy po 7pm. Nie powiem, dzień na prawdę udany. Miło było. Bardzo miło. Poszłyśmy do pokojów. Odłożyłam torby z ubraniami koło szafy, a z torebki wyjęłam nasze zdjęcia i doczepiłam je na tablicy, obok zdjęć z chłopakami i innymi naszymi "sweet fociami".


***

Trzaski, dobijanie się do drzwi, nachalne używanie dzwonka. O co chodzi? Kogo tu niesie o tak wczesnej porze? Dopiero 7 rano!!! Czy ludzie nie wiedzą, że my o tej godzinie śpimy?! Wybiegłyśmy z pokoi równocześnie i zbiegłyśmy na dół.
- Co jest kurwa! - krzyknęła zdenerwowana Maryśka.
- Nie wiem. Zabij mnie, a i tak Ci nie powiem. Chyba kogoś delikatnie mówiąc pojebało.
- No raczej, bo nikt by się nie dobijał do nas do domu.
Wyjrzałyśmy delikatnie przez okno. NIE!! Nie wierzyłyśmy własnym oczom! No chyba mam zwidy! Boże błagam, niech to będą halucynacje! To nie dzieje się na prawdę! Za co?! Co my złego zrobiłyśmy, że tak obrywamy?!
- Ja im nie otwieram. - powiedziałam w końcu.
- Pff, ja też nie. Niech sobie stoją. Ja nie mam zamiaru z nimi o niczym rozmawiać. Ten rozdział się skończył, co ja mówię, zakończył w momencie wyjazdu z Polski. Nie mam zamiaru mieć z nimi do czynienia. Nie chcę słyszeć ich głosów! Nie!
- Zośka! Maryśka! Wiemy, że tam jesteście! Otwierać w tej chwili! - krzyczały.
- Co się tak patrzysz? - powiedziałam. - Ja też im nie otworzę. To nie matki, to macochy.
- Czego chcecie? - krzyknęła Maryśka.
- Chcemy wejść, czy to tak dużo?
- A skąd wiecie, że tu mieszkamy?
- Nie trudno znaleźć adres u tatusia w komórce.
- Nie trudno? - zadrwiłam. - Już listopad, dopiero się wam udało przyjechać.. jak my tu już od czterech miesięcy to już na pewno jesteśmy.
- Gówniaro! Nie zaczynaj znowu.
- Mamuśka, dobrze się czujesz? Bo to chyba wy zaczynacie? Kto normalny puka, przepraszam DOBIJA się do kogoś tak wcześnie rano!!
- Nienormalna to jesteś ty. Otwieraj, bo będziemy rozmawiać inaczej.
- Aha. Cóż takiego mama mi może zrobić? Przecież nie żyję tu za mamy pieniądze.
Zamilkły na moment.
- Dobrze, w takim razie. Czy możecie nas wpuścić? - zapytała matka Maryśki.
- O wiele lepiej. - powiedziała Marysia. - Ale z nich kameleony. - szepnęła do mnie.
- Kurde, nie wpuszczała bym ich, ale z drugiej strony jeszcze jakiś fotoreporter to wychwyci. - szeptałam również.
- Dokładnie. Dobra daj otworzę.
Otworzyłyśmy drzwi, a dwie wielkie panie weszły do środka. Rozejrzały się dookoła z wielkimi oczyma i nie pytając się, ni nawet nie czekając na pozwolenie wlazły do salonu i usiadły wygodnie na naszej kanapie.
- Co za wychowanie. - zaśmiała się do mnie Maryśka.
- Cóż za elegancja. - prychnęłam.
- Taaa. - kiwnęła głową Mańka - Więc, co mamusie tutaj sprowadza? - zapytała.
- Prawda jest taka, że przyjechałyśmy tutaj po was.
- Co proszę? Bo chyba nie dosłyszałam.
- Przyjechałyśmy po was.
- Yyy? Ja z wami nigdzie nie idę. - powiedziała Maryśka.
- Ja też się stąd nie ruszam. Dobrze mi tu. Mamy przyjaciół, którzy nas kochają, nie to co wy.
- My was nie kochamy? Gdyby tak było, to byśmy tu nie przyjechały.
- Wręcz odwrotnie, gdybyście nas kochały to byście tu nie przyjeżdżały, bo byście zaakceptowały wszystko, cokolwiek byśmy zrobiły. - powiedziałam.
- O nie młoda damo. Jesteś za młoda, żeby decydować o swoim życiu samodzielnie. Ja jestem od podejmowania decyzji za ciebie, żebyś kimś była w tym życiu, a nie jaką tam szkołę Arts skończysz.
- A jak bym była w NYADA w NY to co?
- To samo. Jedno, wielkie gówno. Kim ty masz zamiar po tym być?
- Sobą.
- Ach tak. Ile zarobisz za bycie sobą?
- Nie ważne. Nie rozumiesz, że dla mnie najważniejsze jest być szczęśliwą, a nie! Już przecież o tym rozmawiałyśmy. W ogóle mnie nie słuchasz! Nigdy mnie nie słuchałaś! Zawsze byłam dla ciebie jak śmieć. Bo przecież nie mogę się porównać do powietrza, ono chociaż jest ci potrzebne do oddychania, żebyś mogła sobie żyć.
- Zośka koniec gadania wyjeżdżasz stąd w tej chwili i koniec.
- To samo ty, Maryśka. Nie pozwolę Ci zmarnować sobie życia.
- Nie masz prawa decydować o tym co będę robiła w życiu. To moja sprawa! Nigdzie się stąd nie ruszam. Mam tu dla kogo żyć. - krzyknęła Maryśka.
- Nie ma gadania panienki idziemy na górę się pakować.
- Nie! - krzyknęłyśmy razem.
- Co nas to obchodzi! - złapały nas mocno za rękę i szarpnęły do pokojów.
- Zostaw mnie! - próbowałam się wyrwać z rąk tej potężnej baby. Mama, mamą, ale ona zachowywała się nienormalnie.
- Nie gadaj gówniaro tylko się pakuj. - pchnęła mnie na łóżko i podeszła. - I co teraz powiesz! Pakuj się, a nie się patrzysz córeczko.
- Nienawidzę cię!
- Mała niewdzięczna dziewczynko. - uderzyła mnie w twarz.
No tak raz już to zrobiła, czemu nie miała zrobić tego po raz drugi. Policzek piekł jak oszalały. Z pokoju Maryśki, też dobiegł krzyk, jakby po uderzeniu. Oj nie, ja się tak traktować nie dam.
- Mogłabyś chociaż stąd wyjść! Nie chcę cię oglądać. Nie wiem już kim jesteś.
- Wrócę za dziesięć minut. Masz być spakowana, bo jak nie to znowu dostaniesz.
- Ta.
Wyszła. Podbiegłam do szafki nocnej i wyciągnęłam z niej telefon. Nie mogłam rozmawiać, bo by usłyszała, stała pod drzwiami. Napisałam tylko sms.

Do: Harry xx
Przyjedź. Ratuj. Mama.....

Wysłałam. Przyszedł raport, że dostarczone. Teraz tylko czekać, aż przyjedzie. Po dziesięciu minutach wkroczyła matka do pokoju. Może i dałabym sobie z nią radę, ale jakoś nie mogłabym uderzyć matki.
- Jeszcze nie spakowana?! - krzyknęła patrząc w pustą walizkę. 
- Nie. 
- Ja cię nauczę jak się pakuje. 
Wzięła moje rzeczy z szafy i wrzuciła do torby, którą zamknęła. Złapała mnie za rękę. Znowu tak samo mocno i szarpnęła za sobą na dół. To samo robiła matka Maryśki.
- A panie co tutaj robią? - usłyszałam zbawieńczy głos Anne.
- Czy ktoś panie tutaj zapraszał? - odparł tym razem inny damski głos.
- A panie to kto, jeżeli można się dowiedzieć? - zaczęła moja matka.
- Nie pani interes. Przyjechałam po moją dziewczynkę, ukochaną przyszłą synową. - powiedziała całkiem poważnie Anne.
- Pff. - prychnęła matka. - Przyszłą synową? Ona? Przecież to niewdzięczna dziewucha. 
- Chyba nie zna pani swojego dziecka. Proszę ją puścić, bo zadzwonię po policję. 
- Nie no, chyba policji nie trzeba. - w tym momencie puściła mnie i odłożyła torbę. 
Za Anne stał Harry, który przytulił mnie do siebie, a Niall przytulił Marysię. 
- A teraz prosiłybyśmy panie o opuszczenie tego mieszkania i mamy nadzieję,że nigdy panie więcej tutaj nie wrócą. - powiedziała Marie, mama Niall'a.
- Podpisuję się pod słowami koleżanki. W Anglii nie tolerujemy przemocy wobec dzieci. Z drugiej natomiast strony, czemu panie dopiero teraz zainteresowały się swoimi, już prawie dwudziestoletnimi, córkami? Przecież teraz to one zaczynają podejmować decyzje same. - spojrzała pytająco Anne na moją matkę. 
- Co pani tam wie. - walnęła moja matka.
- Oj żeby pani się zdziwiła ile wiem. Dużo więcej niż pani. Mój syn - wskazała na Harry'ego. - w wieku szesnastu lat poszedł na kasting do X-Factor i został złączony z czwórką chłopaków w podobnym wieku, w tym jednym tutaj obecnym - wskazała na Niall'a - w zespół, który teraz robi międzynarodową karierę. Nie ma go bardzo często w domu. Tęsknię za nim, ale akceptuję jego wybór, bo wiem, że on kocha to co robi. Nie jadę po niego do USA, czy Australii i nie pakuję go na siłę, każąc przy tym wracać do domu. To nie byłoby normalne. Przecież każdy w końcu musi odejść z domu. Prędzej czy później. 
Matki nie wiedziały co powiedzieć. Ruszyły się jedynie do wyjścia z przegranymi minami. 
- Jeszcze tu wrócimy. - powiedziała matka na odchodne. 
- Lepiej niech panie tu nie wracają. - odpowiedziała Anne. 
Z zamykającymi się drzwiami cały stres zszedł w końcu ze mnie. 
- Dziękuję Anne, pani Marie, Harry, Niall. - uśmiechnęłam się do nich.
- Ja też dziękuję. - dodała Marysia.
- Co wy, dziewczynki. Jesteście częścią naszej rodziny. A te Wasze mamy, to na prawdę dziwne. - odparła Marie.
- Nic dodać, nic ująć. - powiedziałam, a Anne mnie przytuliła. 
- Już wszystko dobrze. - powiedziała Anne. - Dobra, ja z Marie musimy się zbierać, zobaczymy się na tej imprezie w klubie. - zaśmiała się. - Buziaczki. Chłopcy z Wami zostaną.
- Jasne mamuś. Pa. - powiedział Harry. 
Gdy tylko wyszły, Harry wziął moją torbę, mnie za rękę i poszliśmy do pokoju rozpakować się na nowo. Dobrze, że nie zauważyła nowych rzeczy i nie wrzuciła ich jak tych z szafy, do torby.
- Boże, co za koszmar. - powiedziałam opadając na łóżko. - Co ja bym bez Was zrobiła?
- Ciężko by było. - szepnął Harry - Z pewnością były byście w drodze na lotnisko. 
- Kocham Cię Harold. - zaśmiałam się. - Twoją mamę też. 
- Też Cię kocham Sophie. - nachylił się nade mną i mnie pocałował. - Wstań. Poukładamy to w szafie. 
- Ok. - podniosłam się z łóżka. 
Zabraliśmy się za układanie ubrań w szafie. Po około pół godzinie wszystko wisiało i leżało w idealnym porządku. Dochodziła godzina 2pm. 
- Chodźmy na dół, zrobimy jakiś obiad. Impreza dopiero na 8pm. 
- Jasne myszko. Chodźmy. - uśmiechnął się Harry i musnął moje wargi. 
Zeszliśmy na dół, gdzie stali już Marysia z Niall'em. 
- Pomóc Wam? - zapytałam się.
- Jasne. - zaśmiali się. 
To raczej nie wyglądało jak robienie obiadu. Bardziej jak zabawa w kuchni. Obsypywaliśmy się mąką. Kuchnia wyglądała jak pobojowisko, albo jak zimowy krajobraz. Po zjedzeniu obiadu zabraliśmy się szybko za sprzątanie. Koło 5pm. chłopcy pojechali na chwilę do siebie, żeby się wykąpać i przebrać. To samo musiałyśmy zrobić my. Przed 7pm. wrócili po nas i pojechałyśmy z nimi na imprezę do klubu. W klubie było mnóstwo osób. Jednak będąc jedną z dziewczyn głównych organizatorów przecisnęliśmy się do naszego miejsca bardzo sprawnie. Usiadłyśmy z Maryśką koło Perrie, Dani i El, które siedziały już na wyznaczonym miejscu. Nagle Maryś do mnie powiedziała:
- O! - wskazała na chłopaka stojącego obok Niall'a. - To Josh, ich perkusista. 
- Aha. - odparłam. - Ej! Maryś! Ty! Czy ta dziewczyna, którą trzyma za rękę, to przypadkiem nie Alice? - wytrzeszczyłam oczy.
- Ej! No faktycznie. To przecież Alice. 
Wyszłyśmy na moment z loży i podeszłyśmy do Niall'a. 
- Poznaj Josh. To Mary, moja dziewczyna, a to Sophie ukochana Harry'ego. 
- Siema, siema. Miło mi. - uśmiechnął się. - A to..
Już Josh chciał nam przedstawiać swoją dziewczynę, gdy mu przerwałyśmy mówiąc:
- Alice. Tak, tak. Wiemy. Nie wiedziałyśmy jedynie, że jest Twoją dziewczyną. - zaśmiałyśmy się.
Alice patrzyła na nas wielkimi oczyma.
- A ja nie wiedziałam, że Wy! uśmiechnęła się. - Super! Myślałam, że nikogo nie będę znała.
- To Wy się znacie? - zaczął Josh.
- Tak kochanie. Z uczelni.
- Aha. No tak, coś wspominałaś.
Rozmawialiśmy chwilę, a później wzięłyśmy Alice do loży i przedstawiłyśmy ją Dani, Perrie i El. Później całą szóstką plotkowałyśmy, gadałyśmy o wszystkim i niczym. Tańczyłyśmy trochę, no i oczywiście spędziłyśmy czas z naszymi chłopakami. Nad ranem wróciłyśmy do domu. Chłopcy zostali u nas na noc.








_______________________________________________________
Czytasz-komentuj!
20 za nami :) Dziękuję Wam za każdy komentarz. Mimo że nie ma ich zazwyczaj zbyt wielu, to i tak się cieszę tym, że chociaż ktoś komentuje, bo wiem, że czytacie. Czekam na szczerą opinię. Buziaki xx

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 19. Home Town Time

~Anne~

Wiadomość od Harry'ego mnie bardzo ucieszyła. Od momentu, gdy tylko poznałam Sophie, wiedziałam, że to wspaniała dziewczyna i marzyłam o tym, żeby była z Harry'm. Tylko ona może dać mu chociaż trochę "normalnego" świata. Chociaż z nią będzie mógł czuć się jak zwykły chłopak, a nie non stop jako członek najsławniejszego boysband'u. Gdyby miał jakąś sławną dziewczynę ich związek byłby zapewne non stop monitorowany i wątpię czy by potrwał dłużej niż maksymalnie miesiąc. Chociaż teraz paparazzi też mogą być bardzo nachalni i męczący. Mam nadzieję jednak, ze dadzą im przestrzeń. Na pewno z początku jej nie będzie, ale potem może, kto wie. No przykładowo, Dani i Liam nie są aż tak atakowani przez fotoreporterów i mogą spędzić ze sobą czas bez zbędnych osób wokoło. Oby im się też tak udało.
Szykowałam właśnie obiad, gdy do kuchni wpadła Gemma, która właśnie wróciła do domu.
- Mmm, co tak pachnie mamuś?
- A, niespodzianka kochanie, na przyjazd Harry'ego i Sophie.
- Faktycznie, przecież to już dziś!
- No dziś, dziś kochanie.
- Denerwujesz się? - zapytała.
- Może trochę. - powiedziałam.
- Ale czym? Mamo!
- Na przykład tym, że Sophie nie zasmakuje moja kuchnia.
- Przestań! Proszę Cię. Twoja kuchnia jest cudowna.
- A może jej mama też gotowała i piekła. Przecież wiesz jak to jest. I wtedy moje nie będzie jej tak smakować.
- No w tym przypadku masz rację, ale Twoje dania i wypieki też jej zasmakują. Zobaczysz. Ja idę się ogarnąć. - pocałowała mnie w policzek i pobiegła na górę.
Dogotowywał się właśnie obiad, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Kto to może być? Wyszłam na korytarz i podeszłam do drzwi, które sprawnie otworzyłam.
- Dzień dobry pani Cox. Przesyłka dla pani. - wręczył mi paczkę listonosz.
- Dziękuję.
- Miłego dnia życzę. Do widzenia.
- Do widzenia.
Zamknęłam drzwi i poszłam z paczką do kuchni. Położyłam ją na stole i wróciłam do kończenia obiadu.
- Kto to był? - zapytała Gemma wchodząc do kuchni.
- Listonosz. Przyniósł tą paczkę. - wskazałam na pudełko leżące na stole.
Gemma wzięła je w ręce i zaczęła sprawnie otwierać.
- Co jest w środku? - zapytałam gdy zauważyłam, że już otworzyła.
- To od taty. - powiedziała - Jakieś nasze stare zdjęcia. Oo! Jestem na nich ja jak byłam mała i Harry. Tych zdjęć nie widziałam.
- To zapewne te, których nie chciał zwrócić. Może zrobił sobie odbitki w końcu.
- Możliwe.
- Tak ogólnie kochanie, co u Emmy?
- A bardzo dobrze. Właśnie wyprowadza się do Blaine'a i zamierzają się pobrać.
- To cudownie. Mają już ustaloną datę?
- Tak jeszcze nie do końca, ale bodajże w sierpniu 2013.
- Cudownie.
- Przyjechaliśmy! - dobiegł do nas nagle krzyk Harry'ego i dźwięk zatrzaskujących drzwi.
- O! Już są. - krzyknęła Gemma i pobiegła się przywitać.
- Cześć braciszku! - uścisnęła Harry'ego.
Ja podeszłam do Sophie.
- Cześć kochanie. Jak samopoczucie?
- A bardzo dobrze, dziękuję. A jak Ty się czujesz, Anne? - uścisnęła mnie przyjaźnie.
- Bardzo dobrze. Szczególnie teraz. - pocałowałam ją w policzek.
Podeszłam do Harry'ego, a do Sophie podeszła Gemma.
- Cześć synuś!
- Cześć mamuś! Jestem, jak obiecałem. - zaśmiał się.
- Widzę i bardzo się z tego powodu cieszę. - uściskałam go - Dobra kochani, chodźcie póki ciepły obiad.
- Jasne. - powiedzieli chórem.
- A gdzie Joe? - zapytał Harry.
- W pracy jeszcze.
- Mhm, ok.
Usiedliśmy do obiadu, który trwał tak długo, jak za starych, dobrych czasów, a może nawet jeszcze dłużej. Po skończonym posiłku czekałam na reakcję dzieciaków, szczególnie Sophie.
- Anne - zaczęła z uśmiechem Sophie - tak pysznego obiadu i deseru nie jadłam jeszcze nigdy w życiu. - uśmiechnęła się szeroko.
- O! Dziękuję Skarbie. Bardzo miłe słowa. Chociaż wątpię, że nie jadłaś nic lepszego. A jedzenie Twojej mamy? - zapytałam.
Sophie wyraźnie posmutniała.
- Przepraszam Słonko, nie chciałam Cię urazić, czy coś. Wybacz.
- Nie, nic się nie stało. Nic nie wiedziałaś, a skoro musimy się poznać to zapewne Wam wszystko opowiem.
- Dobrze. W takim razie idźcie się rozgościć, a ja posprzątam po obiedzie.
- Ok. - powiedzieli razem, ale mimo wszystko zanieśli wszystkie talerze i sztućce do kuchni.
- Dziękuję Wam.
- Nie ma za co. Teraz możemy iść. - powiedział Harry i łapiąc Sophie za rękę poszli na górę.
Dzisiaj nawet zmywanie po obiedzie poszło szybciej. Koło 6pm. poszłam na górę do Harry'ego i Sophie. Zapukałam do drzwi pokoju Harry'ego.
- Proszę - usłyszałam po chwili.
Weszłam.
- Kochani - zaczęłam - może oglądniemy jakiś film, co?
- Jasne - powiedziała Sophie - z chęcią. - mówiąc to wstała z łóżka i podeszła do mnie. Złapała mnie pod ramię i zeszłyśmy na dół, po drodze wyciągając Gemmę z pokoju. Harry poszukiwał filmu, a my rozlałyśmy wino do kieliszków, zrobiłyśmy popcorn i wróciłyśmy do salonu. Harry nadal uporczywie poszukiwał jakiegoś dobrego filmu. W końcu, równocześnie z przyjściem Joe'go z pracy, Harry wybrał jakąś komedię. Usiedliśmy wygodnie na kanapie i zaczęliśmy oglądać film, zajadając popcorn i popijając czasami wino. Po seansie siedzieliśmy dalej w salonie, non stop rozmawiając.
- Dobranoc - powiedział Joe wstając z kanapy - Na mnie już pora, jutro znowu do pracy.
- Dobranoc - odpowiedzieliśmy.
- Fajnie tu u Was - zaczęła Sophie. - Tak rodzinnie... - zamilkła.
Spojrzałam na nią. Nie chciałam się narzucać. Nie chciałam pytać. Na szczęście sama zaczęła.
- Harry już wie o wszystkim. Was już też powoli zaczynam traktować jak rodzinę, więc Wam też mogę wszystko opowiedzieć. Zacznę od początku, bo nie ma sensu wybierać tylko urywków z mojego życia, wolę opowiedzieć wszystko chronologicznie.
Historia życia Sophie, choć jeszcze dosyć krótka, to już bardzo dużo się w niej wydarzyło. Jej życie nie było kolorowe, usłane różami. Nie miała w zasadzie udanego dzieciństwa, ani też późniejszego życia. Mimo że jest taka młoda, to bardzo dużo już przeżyła. Gdy Sophie kończyła swoją historię, popłynęły mi łzy. Dziecko nie zaznało miłości. Biedulka. Przytuliłam ją mocno. Ona też, chcąc nie chcąc, się rozkleiła. Gemma z resztą również. Płakałyśmy we trzy. W końcu Harry powiedział.
- Ok, może już starczy, bo jeszcze ja do Was dołączę. Kobitki, przecież teraz jesteśmy tu, nie w Polsce. Teraz dostaniesz tyle miłości na ile zasługujesz Sophie. Masz nas. Nie smuć się skarbie. - przytulił i ucałował w czoło Sophie.
- Masz rację - uśmiechnęła się Sophie - Dlatego koniec płaczu. Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym.
Opowiadałam Sophie wpadki Harry'ego z dzieciństwa, a ona śmiała się bez przerwy. Koło 2am. powiedziałam:
- Dobrze kochani, już późno. My tu gadu gadu, a już 2am. Idziemy spać.
- Ok. A mamo. - powiedział Harry - Jutro robimy grilla. Wpadną chłopcy ze swoimi dziewczynami, ok?
- Mam jakieś wyjście?
- Nie. - zaśmiał się.
- Wiedziałam. Dobrze kochanie. Pójdę rano coś kupić do tego Waszego grilla. O której będą?
- Myślę, że przyjadą koło 3pm.
- Dobrze. Idźcie już spać. Dobranoc.
- Dobranoc mamo, kocham Cię.
- Dobranoc Anne. - powiedziała Sophie i poszła razem z Harry'm na górę.



~Zośka~

Obudziłam się o 11. Harry spał jeszcze słodko. Nie chciałam go budzić. Poszłam do łazienki, szybko się ogarnęłam i zaszłam na dół.
- Dzień dobry. - powiedziałam wchodząc do kuchni.
- Cześć kochanie. - powiedziała Anne - Wyspana?
- Tak, tak. Bardzo dobrze mi się spało, co jest nowością.
- Dlaczego?
- Zazwyczaj źle sypiam w nowych miejscach, ale tu nie.
- To chyba dobrze. - uśmiechnęła się Anne.
- Tak mi się wydaje. - zaśmiałam się.
- Co zjesz kochanie na śniadanie?
- Oj. Anne, nie będę wydziwiać. A co mogę? - zapytałam.
- Wszystko. Cała kuchnia, w tym również zawartość lodówki i wszystkich szafek, jest do Twojej dyspozycji. - uśmiechnęła się - Ja muszę jechać na te zakupy, grilla sobie wymyślił Louis.
- Skąd wiesz, że Louis?
- Proszę Cię. Tylko on tak mógł wymyślić. - zaśmiała się - Dobrze już ich poznałam. No, a teraz już idę.
- Może pojadę z Tobą?
- Nie musisz skarbie. Jedz śniadanie. - uśmiechnęła się - Gemma jedzie ze mną.
- Ok.
Pocałowała mnie w czoło i wyszła.
Zrobiłam sobie śniadanie i sprawne je zjadłam. Potem przygotowałam kanapki Harry'emu i poszłam z nimi na górę. Dochodziła 1pm.
- Wstawaj śpiochu. - pocałowałam go w policzek.
- Co? Jak? Już? Gdzie? - mamrotał przeciągając się Harry i chwilę później otworzył oczy.
- No hej! - uśmiechnęłam się.
- Cześć śliczna. - podniósł się i pocałował mnie czule.
- Śniadanie dla Ciebie, bardzo proszę. Chociaż nie wiem czy będziesz je jadł, bo niedługo przyjadą i będzie grill, więc.
- Oczywiście, że zjem. Dziękuję. Jeżeli niedługo przyjadą, to która jest godzina? - zapytał zdziwiony.
- Kochanie już 1pm.
- Uuu! Nieźle pospałem.
- A no, nie powiem, że nie. - zaśmiałam się.
- Dobra Dziubek, ja idę się ogarnąć - powiedział Harry i wyszedł z łóżka.
Po około pół godzinie wyszedł z łazienki okryty jedynie ręcznikiem, a ja siedziałam przed laptopem i ogarniałam twitter'a.
- Ubrania pies Ci zjadł? - zapytałam.
- Tak zjadł. - zaśmiał się.
- To może pożyczę Ci coś swojego?
- Oj nie kochanie, nie trzeba. Tak mi dobrze.
- Na pewno? Czy może dzidziusia ubrać?
- No możesz, jeżeli chcesz. - poruszał brwiami.
- Dobra raz dwa do łazienki się ubrać, a nie mnie tu podpuszczasz.
- Dobrze moja Pani, już idę. - zaśmiał się i zniknął za drzwiami łazienki.
Pięć minut później wyszedł, tym razem ubrany.
- No już lepiej. - wytknęłam mu język.
- W takim razie chodźmy, bo chyba mama przyjechała.
Zeszliśmy na dół i pomogliśmy dziewczynom z zakupami. Później wzięliśmy się za szykowanie grilla. Jak zapowiedział Harry, cała nasza zgraja przyjechała o 3pm.
- Dzień dobry Anne! - krzyknęli chłopcy na wejściu.
- Cześć chłopcy.
Uściskała się ze wszystkimi.
- Siema piękna - przytulił mnie Zayn, za nim Liam, Niall i Lou, a następnie Dani, Perrie, Eleanor i moja Marysia.
- Tęskniłam - zaśmiała się - Jeden dzień i już nie mogłam.
- Ja też - dałam jej buziaka w policzek.
- Czuję się zazdrosny. - powiedział Hazza.
- Ja też - dodał Niall ze śmiechem.
- Bardzo dobrze. - wytknęłam im język.
- Dobra dzieciaczki kochane - zaczęła Anne - Do pomocy! Już!
- Pędzimy! - krzyknął Lou.
O 5pm. wszystko było gotowe i rozpoczęliśmy grillowanie. Koło północy Anne i Joe poszli spać, a sześć par, bo przyszedł jeszcze chłopak Gemmy, świętowało pierwszą wspólną imprezę, w sensie pierwszą w takim gronie. Koło 1am. Gemma ze swoim chłopakiem zmyli się gdzieś, a reszta zaczęła bawić się na całego. Graliśmy w butelkę. Haha. Tak. Najgorsze zadania dawał Lou, ten to ma pomysły. Wszyscy jednak wykonywali polecenia bez żadnych jęków. Zabawa trwała na całego. Koło 3am. większość towarzystwa po prostu już nie ogarniała. Zayn non stop coś mamrotał pod nosem do Perrie, która się cały czas śmiała. Lou z El tańczyli przytulańca. Harry leżał głową na moich nogach i lekko przysypiał. Dani i Liam byli najmniej wstawieni. Ja z Maryśką też, mimo że wypiłyśmy tyle co reszta. Niall natomiast jeszcze coś wrzucał na ruszt. Ten to ma apetyt.
- No to stypa się zrobiła. - zaczęłam.
- Poczekaj - powiedział Liam - Daj im piętnaście minut. Chociaż będą w stanie śpiewać.
- Ok. Właśnie, może coś zaśpiewamy na pięć par. - zaśmiałam się.
- Dobry pomysł. - powiedziała Dani siadając obok mnie i przytulając się.
Liam jednak bardzo dobrze znał chłopców, bo po kwadransie byli zdolni do skupienia się i zaśpiewania chociaż jednej piosenki.
- W takim razie przed pójściem spać zaśpiewajmy sobie, hmm... co proponujecie? - zapytałam.
- "Little Things" - powiedział Niall.
- Hmm. Nie znamy tego jeszcze. - powiedziała Dani.
- A no tak. - przypomniał sobie Niall.
- Czyli znamy już tytuł nowej piosenki. - zaśmiałam się.
- No dobra to może "More Than This" - powiedział Liam.
- Super. Idealnie. - powiedziała Perrie.
Wyszło nawet spoko. Znałam tekst, bo ostatnio nadrobiłam wszystkie piosenki i szczerze mówiąc, przypadły mi do gustu. Wstaliśmy i posprzątaliśmy wszystkie naczynia. Dochodziła 4am. kiedy rozeszliśmy się po pokojach.









______________________________________________________
Czytasz-komentuj!
Wybaczcie mi. Wiem, rozdział miał był w sobotę lub niedzielę. Tak pisałam... przepraszam Was, ale nie miałam czasu, wczoraj też nie, więc dodałam dopiero dziś. Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział się spodoba. xx

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 18. "A Thousand Years"

~Harry~


- Co zamierzasz robić? - zapytałem lekko się śmiejąc.
- Zobaczysz. - posłała mi uśmiech.
Czy ona będzie grała i śpiewała? Nigdy mi nie mówiła, że potrafi. W sumie nie mówiła też, gdzie poszła na studia. Fakt faktem nie pytałem, ale mogła powiedzieć. Położyła dłonie na klawiszach i zaczęła.

The day we met,
Frozen I held my breath
Right from the start
I knew that I'd found a home for my heart
To fall
But watching you stand alone,
All of my doubt suddenly goes away somehow

Śpiewała jak anioł. Grała też idealnie. Patrzyłem na nią i nie potrafiłem nic z siebie wykrztusić, gdy nagle powiedziała:
- Śpiewaj ze mną. 
Zrobiłem tak jak poprosiła. Zatraciliśmy się w tym oboje. Po raz pierwszy śpiewałem z płcią przeciwną, po raz pierwszy śpiewałem z dziewczyną, którą kocham. Co dziwne i bardzo rzadkie, nasze głosy mają idealną harmonię między sobą, świetnie ze sobą współgrają. Gdy skończyliśmy spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczyma i zapytała z uśmiechem:
- I co? Zrozumiałeś mój przekaz?
- Chyba tak. - uśmiechnąłem się, ale szczerze, do końca nie byłem pewien, czy dobrze wszystko odczytałem. Czy chodziło jej o to co do mnie czuje, czy nie...
- Czyli już się nie gniewasz i wiesz co do Ciebie czuję? - zapytała się. 
- Jasne, że się nie gniewam, ale chyba nie do końca wszystko zrozumiałem. - zmieszałem się.
- Boże... Harry. Chodź ze mną. - powiedziała wstając i podając mi rękę, którą chwyciłem. 
- Gdzie idziemy? 
- Do mojego pokoju.
- Mhm. Ok. - zaśmiałem się.
- Żadnych podtekstów Curly.
- Jasne, jasne.
Stanęliśmy przed drzwiami jej pokoju.
- Teraz mnie słuchaj uważnie. - powiedziała i weszła do środka, a ja za nią. - Jeżeli ktoś lub coś, że tak to określę "wbije" mi się głęboko w pamięć i po prostu nie może wyjść mi z głowy i nie mogę przestać o tym czymś lub kimś myśleć, to zawsze przelewam to na płótno. - powiedziała i otworzyła szafkę. - To co zaraz Ci pokarzę - dodała wyciągając coś z szafki - Namalowałam jakiś czas temu, bo choć nie chciałam żeby tak się stało i zapierałam się sama przed własnym sumieniem, to ostatecznie ten chłopak, który jest właścicielem tej części ciała, zawrócił mi w głowie. 
Nie wiedziałem o co jej chodzi. Ma innego czy co?
- Patrz i powiedz kogo to oczy? - pokazała mi piękny obraz.
Spoglądnąłem na nie i wydały mi się bardzo znajome. Chwila, przecież to moje oczy. Czyli że...
- Czyli, że Ty też czujesz do mnie to samo, co ja czuję do Ciebie?
- A czyje to są oczy? - zaśmiała się.
- Moje. 
- No to co się głupio pytasz. Nie sądziłam, że będę Ci musiała to pokazywać. Myślałam, że piosenka wyrazi wszystko w 100%. Przecież to było takie oczywiste, Harry.
- I have died everyday waiting for you. Darling don't be afraid I have loved you, for a thousand years. I'll love you for a thousand more. - zanuciłem. 
- Dokładnie, czy to było aż takie trudne?
- Może i nie trudne i teraz już wszystko rozumiem, ale na początku byłem tak zaskoczony tym wszystkim, że grasz i śpiewasz, że z początku nie skupiłem się w ogóle na tym o czym do mnie śpiewasz. Dopiero teraz analizując, wiem o co Ci chodziło. Czyli mnie kochasz?
- No jasne, głuptasie. To dosyć dziwne, ale tak, kocham Cię. 
Cieszyłem się jak gwizdek i nic nie mówiąc pocałowałem Sophie czule. Byłem, w tym momencie, chyba najszczęśliwszym facetem na ziemi. Czekałem przecież na to już od dawna.
- Sophie.
- Co?
- Czego jeszcze nie wiem o Tobie?
- Nie powiedziałam Ci czegoś?
- No, nie wiedziałem, że grasz, śpiewasz, malujesz...
- Oo, wiesz, nie jestem typem, który lubi się chwalić. - zaśmiała się - No jeszcze oprócz fortepianu, to gram na saksofonie i gitarze no i studiuję w Arts razem z Mary. Ona też gra na saksofonie i fortepianie. 
- Co do studiów, to dlatego tu przyjechałyście?
- Tak, właśnie dlatego. Gdyby nie pragnienie Mary, żeby mieszkać w Londynie byłabym teraz pewnie w Nowym Yorku. 
- Mhm. Coś jeszcze powinienem wiedzieć?
- Chyba teraz wiesz już o mnie wszystko. - zaśmiała się.
- To dobrze. - uśmiechnąłem się - Masz może ochotę na jakiś deser?
- A co proponujesz?
- Gorącą czekoladę z bitą śmietaną. - puściłem jej oczko.
- Uuu, brzmi kusząco. 
Zeszliśmy na dół i zaczęliśmy przygotowywać deser. Gdy skończyliśmy znowu poszliśmy do pokoju Sophie. Usiedliśmy na łóżku, gadaliśmy i piliśmy czekoladę. Później włączyłem film, jeden z moich ulubionych "Love Actually" na laptopie Sophie. Gdy film się skończył spojrzałem na Sophie. Spała wtulona we mnie. Nie chcąc jej budzić, położyłem się obok i też zasnąłem. 

Z samego rana obudził mnie jakiś śmiech zza drzwi. Jakby Niall i Mary. Z pewnością. Spojrzałem na zegarek. Było pięć minut po 7. W sumie dosyć wcześnie, ale dziś poniedziałek, więc Sophie idzie na zajęcia. Nie wiem jednak, na którą. Delikatnie wyszedłem z łóżka i skierowałem się w stronę drzwi. Cicho je otworzyłem i wyszedłem. Zszedłem na dół, gdzie w kuchni nasza słodka para nie szczędziła sobie czułości. 
- Cześć wam! - powiedziałem. 
Horan uśmiechnął się, a Mary ze zdziwioną miną powiedziała:
- Co Ty tu robisz?
- Yyy, stoję?
- Przecież on jest z Sophie - zaśmiał się Niall.
- Co!? Jak to? - krzyknęła Mary.
- Normalnie. - odparłem. - Powiedz mi lepiej, na którą macie zajęcia?
- Na 8. - powiedziała. - Serio jesteście razem? To czemu ja nic o tym nie wiem? - uśmiechnęła się.
- No bo jesteśmy razem w sumie od wczoraj. - puściłem jej oczko. 
- Wiedziałem, że będziecie razem. - zaśmiał się Niall. - To było do przewidzenia.
- Ok. Ja też się bardzo cieszę. Super i w ogóle, ale Harry.. - spojrzała na mnie Mary - Jeżeli ją skrzywdzisz to wiesz...
- Nie skrzywdzę. OBIECUJĘ. - powiedziałem - A teraz przeproszę Was gołąbki i pójdę obudzić Sophie. 
Wróciłem do pokoju. Sophie jednak już nie spała. Słychać było jak krząta się w łazience. Wszedłem do środka. Właśnie malowała sobie kreskę.
- Myślałem, że przyjdę i Cię obudzę, ale Ty już nie śpisz.
- Widzisz no, jaki pech. - zaśmiała się. - Za to możesz mnie odwieźć na uczelnię. - uśmiechnęła się, podeszła do mnie i pocałowała czule. 
- Oczywiście, z chęcią Cię odwiozę kochanie. - odwzajemniłem pocałunek.
- Bardzo dobrze. A teraz chodźmy, bo muszę jeszcze coś przegryźć przed wyjściem. 
Złapałem ją za rękę i zeszliśmy na dół. Gdy Mary nas zobaczyła podbiegła do Sophie i powiedziała jej coś na ucho. Ta się tylko zaśmiała i podeszła do lodówki. Wzięła coś do jedzenia i od razu skierowała się do wyjścia. Musieliśmy jechać oddzielnymi samochodami, bo ja przyjechałem swoim i Niall swoim. Może trochę dziwnie to wyglądało jak podjechaliśmy pod uczelnię, ale mi to nie przeszkadza.
- To pa kochanie. - mówiąc to pocałowałem Sophie. - Miłego dnia.
- Dziękuję. Do zobaczenia później. - uśmiechnęła się i wyszła zamykając za sobą drzwi. Pomachała mi i podeszła do Mary, którą złapała pod rękę i ruszyły w stronę drzwi wejściowych uczelni. Gdy tylko zniknęły za nimi pojechałem do domu. 
Wchodząc do domu zadzwonił do mnie telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i spojrzałem na ekran. Dzwoniła mama. Odebrałem.
- Cześć mamuś!
- Hej synku. Co słychać? Jak sprawy z Sophie? - zapytała.
- Wiesz, no wszystko ok. Wczoraj byłem u niej i wszystko sobie wyjaśniliśmy. 
- I co? - znowu zapytała.
- I ona też do mnie to czuje. - uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Czyli jesteście razem? 
- Na to wygląda.
- Super. - powiedziała.
- Jest!!! - usłyszałem krzyk Gemmy.
- Masz na głośnomówiący?
- Tak. - zaśmiała się mama - Dobra synek, wpadnij z Sophie do nas w ten weekend ok? Zrobię coś pysznego.
- Jasne. Wpadniemy. A teraz muszę kończyć, bo jak patrzę na mój dom to nie widzę nic innego jak jeden wielki burdel, a jeszcze zaraz muszę jechać do studia.
- Ok synuś. Kocham Cię. Do zobaczenia.
- Też Cię kocham mamuś. Pa.
Rozłączyłem się i szybko posprzątałem. Nie miałem za dużo czasu. Wychodząc zadzwoniłem jeszcze do Sophie.
- Hej Hazz, co jest?
- Przyjechać po Ciebie?
- Nie. Bo idę z Mary i Alice do Milkshake City. Poza tym nie będziesz się urywał ze studia, bo wiem, że dzisiaj znowu tam będziecie. Przyjedź tak po 7pm do mnie, ok?
- Niech Ci będzie. A i mama dzwoniła, zaprasza na weekend. Jedziemy?
- Jasne. Dobra kończę, bo właśnie przerwa na lunch się skończyła. Kocham.
- Też Cię kocham. Pa.
Po krótkiej rozmowie z Sophie odpaliłem samochód i pojechałem do studia. Gdy wszedłem do środka chłopcy podlecieli i zaczęli krzyczeć:
- W końcu! Super. - przytuliliśmy się. 
- Byłeś załamany w piątek, a teraz widzisz. Mówiłem, że musisz poczekać, że nie wolno tak napierać i się od razu obrażać. - powiedział Liam. 
- No wiem, wiem. Miałeś rację Payne. - uśmiechnąłem się. 
- Super! Teraz musimy zrobić imprezę, albo randkę na pięć par. - zaśmiał się Louis.
- Ty, w sumie dobry pomysł - odparł Zayn - Ja się piszę.
- No ja też. - powiedział Niall
- Tak samo ja. - dodał Liam
- No ja też, ale nie w ten weekend, bo do mamy jedziemy. 
- To my jedziemy z Wami. - powiedział szybko Lou - Twoja mama nas kocha. - zaśmiał się - To jak? 
- Hmm. Dobry pomysł. W sobotę przyjedźcie i zrobimy grilla. Ok? 
- Jasne. - odparli chórem.
- Dobra chłopaki - przerwał nam Paul, który właśnie wszedł - Kończcie gadanie i  nagrywamy. Wchodzić po kolei do nagrywania. Już. Nie ociągamy się.
- Jasne Paul. - odpowiedzieliśmy zgodnie. 






___________________________________________________
Czytasz - komentuj! 
Tym razem trochę dłuższy. :) I w ogóle dodałam jeden po drugim, co jest dziwne, ale zrobiłam to tylko na prośbę @newyouxo :) Liczę na komentarz. xx

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 17. Nic nie odpowiesz?

Obudziłam się dziś bardzo wcześnie, choć jest piątek, a co z tym idzie, także początek weekendu. Nie mogłam jednak spać. Byłam za bardzo podekscytowana faktem, że to właśnie dziś wracają chłopcy. Wiem, że będą dopiero wieczorem, ale to i tak dziś, więc co. Nie mogę się doczekać kiedy znowu zobaczę Loczka i będę mogła się do niego przytulić. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się w szorty i biały T-shirt z nadrukiem, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Wracając do pokoju włączyłam radio. Leciała w nim całkiem fajna nuta. Zaczęłam sobie tańczyć po pokoju. Nie było to nic profesjonalnego, zwykły taniec połamaniec. Mogę go nazwać taniec szczęścia. Skakałam po pokoju jak głupia. Nie ogarniałam nic, co dzieje się wokół mnie, jak na niezłym odlocie. W końcu w radiu puścili piosenkę Bieber'a "All Around The World". Mimo że nie jestem Belieber, to lubię niektóre jego piosenki, w tym właśnie tą. Miałam ochotę trochę powariować. Z pewnością, gdyby była jakaś impreza na mieście, to bym poszła. Nie przeszkadzało mi nawet, że nie znałam do końca tekstu piosenki i tak sobie trochę podśpiewywałam. Po skończonej piosence, zmęczona zbyt dużym wysiłkiem, jak na jeden raz, padłam na łóżko. Poranny jogging za mną. Haha. Leżałam chwilę z zamkniętymi oczyma. Nagle poczułam czyjś oddech nade mną. Otworzyłam oczy. Zamarłam..... Niewiele od moich ust znajdowały się usta...  Harry'ego?! Ale przecież mieli wrócić wieczorem. A, kuźwa! Nie ważne. Uśmiechnęłam się najmilej jak potrafiłam i rękami przewróciłam Harry'ego na łóżko. Tym razem to ja znajdowałam się nad nim.
- HARRY!! - wykrzyczałam - Ale, że jak? Przecież...
Nie zdążyłam dokończyć.
- Wiem, wiem. Mieliśmy wrócić wieczorem, ale to było tak dla zmyłki. To miało być niespodzianką i jak widzę chyba udała mi się ta niespodzianka.
- Jak najbardziej! - mówiąc to "wpiłam" się w jego usta. Nie wiedziałam co robię. To był impuls, chwila. Po prostu serce tego pragnęło.. W sumie od dawna chciałam go pocałować. Cholera, a jak on nie chce?! Momentalnie oderwałam się od Harry'ego i z lekko speszoną miną powiedziałam:
- Przepraszam Harry... Ja nie... - zaczęłam się jąkać - Nie chciałam Harry, wybacz.
Loczek patrzył na mnie i nic nie mówiąc pocałował mnie po raz kolejny. Jednak jego pocałunek był bardziej namiętny. Boże jak on świetnie całuje. Nie wiedząc kiedy znalazłam się pod Harry'm. Oderwaliśmy się od siebie i zaczęliśmy głęboko oddychać. Hazz spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczyma, w których można było dostrzec wspaniały błysk.
- Nie przepraszaj! - uśmiechnął się - Śniłem o tym od dawna.
Spojrzałam na niego i nie wiedziałam co powiedzieć. Jedyne co byłam w stanie zrobić w tym momencie, to uśmiechnąć się. Usiadłam na łóżku. Harry usiadł obok mnie. Oboje milczeliśmy przez dłuższą chwilę. Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam jak to wszystko ze sobą posklejać. Z jednej strony chciałam z nim być, z drugiej bałam się tego. Zawsze wydawało mi się, że nie potrafię się w nikim zakochać, a tu chyba idzie w tym kierunku. O w mordę. A jeżeli on do mnie nic nie czuje? Jeżeli jestem tylko jego przelotną miłostką? Co wtedy? Przecież ja umrę. Z rozmyślań wyrwał mnie Harry.
- W zasadzie to nieźle się ruszasz. - zaśmiał się.
- Yyy, że co? - zmieszałam się.
- No.. widziałem jak tańczysz po pokoju do piosenki Biebsa.
- Czyli, że tak długo stałeś milcząc i nabijałeś się ze mnie?! Wiesz co! - wytknęłam mu język i udałam, że się obraziłam.
- Ej no, Soph! Ślicznie tańczysz! Nie nabijam się. Podobało mi się.
- Ta, jasne! - prychnęłam.
- Jak mam udowodnić, że mi się podobało? - zapytał.
Czekałam na to pytanie. Zatarłam ręce i powiedziałam.
- Jeżeli Ci się podobało, to teraz Ty zatańcz! - wyszczerzyłam się.
- Soph!
- Coś nie tak? - spojrzałam pytająco.
- Nie nic. No, ok. Niech Ci będzie. - wytknął mi język.
- Dawaj Curly.
Włączyłam tą samą piosenkę, bo miałam ją na kompie. Sam Harry Styles tańczy przede mną. Bitch Please! Zaczęłam się śmiać.
- Omg. Harry, ruszasz się tak seksownie. - nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale Harry znowu mnie pocałował.
- Kocham Cię - szepnął.
Myślałam, że się przesłyszałam.
- Że co? - spytałam zmieszana.
Harry lekko się speszył, ale po raz drugi powiedział.
- Kocham Cię, Sophie. Musiałem Ci to powiedzieć, inaczej bym zwariował, no i chłopaki truliby mi dalej głowę. Poza tym, gdybym Ci nie powiedział, to później umierałbym gdybyś miała innego.
Patrzyłam na Harry'ego szeroko otwartymi oczami. Nie wiedziałam kompletnie co mam powiedzieć. Wiedziałam, że czuję do niego coś więcej, że chyba też darzę go tym uczuciem, ale kompletnie nie wiedziałam, czy mogę też mu to wyznać. Poza tym, nie potrafię tak szybko wyznać komuś, nawet osobie, która jest bardzo ważna w moim życiu, że ją kocham. To dla mnie za trudne. Harry stał i patrzył na mnie, czekając na odpowiedź.
- Nic nie odpowiesz? - zapytał w końcu.
- A czego oczekujesz? - zapytałam. - Myślisz, że to takie proste? Że powiem Ci "tak, kocham Cię" od razu? Bez zastanowienia?
Wstałam i wyszłam na balkon. Musiałam ochłonąć. Harry wyszedł za mną.
- To znaczy, że nic do mnie nie czujesz? - zapytał.
Spojrzałam na niego nic nie mówiąc i znowu odwróciłam wzrok i spojrzałam w dal.
- A ten pocałunek? - dodał Harry - To Ty mnie sprowokowałaś, Ty zaczęłaś. Czy on nic dla Ciebie nie znaczył?
- Boże! Harry! Znaczył i dalej znaczy bardzo wiele, ale ja tak prosto z mostu nie potrafię powiedzieć komuś co czuję. Czemu nie dasz mi sobie tego poukładać?
- A co tu jest co układania? To jest proste. Bynajmniej w moim przypadku. Słuchał Sophie - załapał mnie za ręce i spojrzał głęboko w oczy - Wiem, że przy Tobie czuję się inaczej niż przy każdej innej dziewczynie. Jesteś dla mnie wyjątkowa. - skończył Harry spuszczając wzrok i odwracają się.
Cholera, szkoda mi chłopaka, ale ja serio nie potrafię tak szybko komuś powiedzieć, co czuję. Staliśmy jeszcze tak w milczeniu chwilę. Tą przenikliwą ciszę przerwał Niall z Marysią, którzy weszli do mojego pokoju.
- Sophie, Harry - zawołał Niall - Zrobiliśmy śniadanie, chodźcie. - zaśmiał się.
- Idziemy - powiedział Harry i ruszył w stronę Niall'a. Do mnie się nie odezwał. Czy się obraził? Boże... Czy on nie może zrozumieć tego, że jest dla mnie bardzo ważny, ale nie wiem, czy mogę to już nazwać miłością, muszę sobie to poukładać. Na prawdę.
Resztę dnia przesiedzieliśmy i przegadaliśmy. Jednak Harry się już do mnie nie odezwał. Gdy wychodzili przytulił mnie tylko na pożegnanie. Nic nie mówiąc poszłam do swojego pokoju. Marysia z pewnością chciała się dowiedzieć, co się stało, ale wiedziała też, że powiem jej w swoim czasie. Wykąpana położyłam się do łóżka i zasnęłam.



***

Cały weekend przesiedziałam w domu sama. Marysia spędziła go z Niall'em. Z jednej strony było mi to na rękę. Mogłam się nad wszystkim zastanowić, poukładać. Doszłam do wniosku, że muszę z nim pogadać i w końcu może powiem mu co czuję, ale w trochę inny sposób. Wybrałam numer Harry'ego. Czekałam trzy sygnały. Myślałam, że już nie odbierze, jednak podniósł słuchawkę.
- Harry słuchaj. - zaczęłam. - Mógłbyś przyjechać, chciałabym z Tobą porozmawiać, tak na spokojnie, bez emocji.
Milczał przez chwilę.
- Proszę.. - dodałam.
- Ok. Będę za dwadzieścia minut. - powiedział i rozłączył się.
Czekałam na niego z niecierpliwością. Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi prędko je otworzyłam.
- Hej - uśmiechnęłam się i poprawiłam włosy. - Harry, nie bądź na mnie zły. Nie masz o co.
- Nie jestem na Ciebie zły. Po prostu źle się trochę z tym czuje...
- Rozumiem Cię. Chodź za mną - powiedziałam.
Zrobił jak prosiłam. Weszliśmy do salonu. Usiadłam przy fortepianie.
- Proszę Cię usiądź koło mnie.
- Co zamierzasz robić? - zapytał lekko się śmiejąc.
- Zobaczysz - posłałam mu uśmiech.








__________________________________________________________
Czytasz - komentuj!
Wydaje mi się, że coraz mniej osób czyta mojego bloga... Aż tak źle? A i przepraszam, że taki krótki. Postaram się, żeby kolejny był dłuższy ;) xx

środa, 6 marca 2013

Rozdział 16. Jeszcze jedno słowo.

Pierwsze zajęcia, pierwsze koty za płoty. Tragedia. Nie lubię nic rozpoczynać. Zawsze mam problemy z wbiciem się w rytm jakim żyje uczelnia, z przystosowaniem się do tego jak oceniają profesorowie. I ogólnie teraz przyzwyczaj się, że wszystko zaliczasz po angielsku. Masakra zapewne będzie, no ale tylko z początku. Jak na razie jeszcze z Manią nikogo ciekawego nie poznałyśmy. W sumie to ludzie jakby znają nas. Marysię z imienia, mnie kojarzą tylko ze zdjęć z Harry'm. Słyszałyśmy dotychczas kilka rozmów w toalecie "O, to dziewczyna Niall'a i ta, z którym Harry gdzieś chodził". Super. Co je to w ogóle obchodzi. Niech się zajmą swoim życiem, a moje niech zostawią w spokoju. Poszłyśmy na stołówkę, gdzie można było sobie wziąć coś do zjedzenia, gdyż właśnie była przerwa na lunch. Wzięłam jogurt, jabłko i dwie mandarynki plus dodatkowo wodę niegazowaną. Szukałyśmy z Manią jakiegoś miejsca, żeby usiąść.
- Patrz, tam w rogu, siedzi jakaś dziewczyna sama. - pokazała Marysia.
- Faktycznie. Chodźmy.
Podeszłyśmy do stolika, gdzie siedziała pewna dziewczyna. Miała piękne, ciemne, długie i proste włosy oraz ciemniejszą niż my karnację. Gdy na nas spojrzała, można było zobaczyć niesamowite brązowe oczy. Była piękna. Ja z moją urodą.. Nie dorastam jej do pięt.
- Hej! Możemy się przysiąść? - zapytała Mania. - Ja jestem Mary, a to Sophie - wskazała na mnie.
- Jasne - uśmiechnęła się brunetka. - Ja jestem Alice, Alice Carter. Miło mi Was poznać.
- Pierwszy rok? - zapytała Mańka.
- Tak, dokładnie. - odparła - W sumie, wydaje mi się, że jesteśmy w tej samej grupie. Nie miałyście przypadkiem przed chwilą zajęć wokalnych? - zapytała z uśmiechem.
- Tak miałyśmy - zaśmiałam się.
- Czyli jesteśmy w jednej grupie. - uśmiechnęła się Maryśka - To super.
- Tak, bardzo fajnie. - powiedziała Alice. - Fajnie, że w końcu poznałam kogoś.
- My też się cieszymy. - powiedziałam. - Grasz na czymś? - zapytałam.
- Tak. - odparła - Skrzypce. Kocham je najbardziej w świecie. - zamknęła oczy i się uśmiechnęła - A Wy?
- My obie saksofon i fortepian, a ja jeszcze bardzo chciałam się nauczyć grać na gitarze i to zrobiłam. - zaśmiałam się.
- Super. No fortepian to ja też. Normalne, przecież zawsze jest dodatkiem w muzycznej.
- Racja. - zaśmiała się Maryśka.
Rozmawiałyśmy tak do końca przerwy na lunch. Potem poszłyśmy na zajęcia już razem z Alice. Jest bardzo miła. Pod koniec dnia na uczelni, czyli po 2pm. poszłyśmy razem z Alice do Milkshake City. Najpierw siedziałyśmy przy stoliku i zastanawiałyśmy się, którego shake'a tym razem zamówić.
- Ja wezmę ... hmm... M&M's Chocolate - powiedziałam.
- Hmm... ja natomiast Bounty - powiedziała Alice.
- A ja - zaczęła Maryśka - Wezmę Milky Way Crispy Rolls.
- Ok, to idź zamów Maryś, a ja pójdę jeszcze do toalety.
- Wszystkie największe? - spytała Maryśka.
- Tak. - powiedziałam.
- Tak, tak. - odparła Alice.
- Ok, to idę zamówić.
Maryśka wstała i poszła po zamówienie, a ja wyszłam do toalety. Wracając spojrzałam najpierw czy Maryś już zamówiła, właśnie stała przy kasie. Chciałam iść do stolika, ale zobaczyłam, że Alice z kimś najwyraźniej się kłóci. Tak wyglądała ich gestykulacja. Ruda dziewczyna wydawała się być bardzo niemiła dla Alice. Stanęłam koło Marysi i pomogłam jej wziąć nasze shake'i.
- Ty, Maryś, kto to tam się rzuca do Alice?
- Nie wiem. Jakaś ruda suka, jak widzę. - odparła. - Chodź, przegonimy ją.
Ruszyłyśmy w stronę stolika.
- Zamówienie nadciąga. - zaśmiała się Maryśka, a ruda dziewczyna momentalnie odeszła.
Gdy usiadłam na swoim miejscu i spojrzałam na Alice zauważyłam, jak łza spływa jej po policzku.
- Co się stało Alice? - zapytałam.
Dziewczyna nie chciała odpowiedzieć.
- No gadaj. Co ta ruda Ci zrobiła? - powiedziałam lekko zdenerwowana.
- Dokładnie Alice. Gadaj. - dodała Maryśka.
- To długa historia z nią.
- Mamy czas. Mów. - powiedziała Marysia.
- Wszystko zaczęło się już w szkole średniej. Ta ruda to Caroline. Jak mówiłam, już w szkole średniej nie przypadłyśmy sobie do gustu, ale ze względu na mój miękki charakter nie potrafiłam z nią nigdy wygrać. Zawsze mnie prześladowała. Odbierała wszystko, co mogłam mieć. Nawet raz odbiła mi chłopaka.
- Ona? Takiej lasce? - przerwała jej Maryśka. - Sorry, że Ci przerwałam. Mów dalej.
- Tak, ona. Może i nie jest ładna, jak to stwierdziłaś, ale daje każdemu, więc każdy ją chce, choćby na jedną noc. Chyba lepiej, że mi go odbiła, okazało się jaka świnia z niego. Próbowałam jej unikać, ale ona żeby z kogoś się ponabijać i tak mnie znalazła. Mniejsza o to. Jakoś przeżyłam te trzy tragiczne lata w liceum. Żeby tego wszystkiego było mało, jak ją zobaczyłam na inauguracji pierwszego roku tutaj, to myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. No jak to możliwe, jak ona nie gra na żadnym instrumencie, nie potrafi śpiewać, ani tańczyć. Jedyne co "chyba" dobrze robi, to oddaje się mężczyznom. Jednak jak przeanalizowałam wszystkie możliwości, w jaki sposób mogła się dostać do Arts, wyszło mi, że dzięki wpływom mamusi. Nie powiedziały byście, że ona to córka brytyjskiej aktorki Elizabeth Hurley, w ogóle do matki nie podobna. Chyba po ojcu odziedziczyła "urodę". Serio. Jestem tego pewna, że jest tu dzięki niej i wątpię w to, że wytrzymam z nią tutaj. Będę musiała chyba pójść gdzie indziej, na jakąś inną uczelnię.
- Oj, co to, to nie. - krzyknęła Marysia.
- Dokładnie. Jakaś tam Caroline nie będzie miała wpływu na Twoją przyszłość. - dodałam.
- Ale ja z nią nie wytrzymam. - powiedziała smutna Alice.
- Nią się nie przejmuj. - powiedziałam.
Marysia już wiedziała o co chodzi. Ja nie pozwolę żeby jakaś pusta panienka rujnowała przyszłość mojej nowej, ale jakże już przeze mnie lubianej koleżanki. Oj, nawet jeżeli będę miała jej krzywdę zrobić, żeby pomóc Alice, zrobię to. Po dłuższym spędzeniu czasu z Alice, mogłyśmy się lepiej poznać. Po powrocie do domu zrobiłyśmy sobie obiadokolację. Potem nauczyłyśmy się grać zadanej na przyszły tydzień etiudy na fortepian. Kochamy grać, także dla nas to pestka. Późnym wieczorem rozeszłyśmy się do swoich pokoi. Wykąpana położyłam się na łóżku i odwróciłam się w stronę okna. Księżyc świecił dziś bardzo mocnym światłem. Chyba pełnia, jeżeli się nie mylę. Wstałam z łóżka, ubrałam szlafrok i wyszłam na balkon. Patrzyłam w niebo. Było pełne gwiazd. Najgorsze są te wieczory. Jeszcze tydzień, w sumie nie cały. Boże, jak Danielle, Perrie i Eleanor to znoszą. A co dopiero jak chłopcy ruszają w trasę. Przecież nie ma ich po kilka miesięcy, jak są  w USA czy w Australii. Straszne. Nagle, w tej przenikliwej ciszy, rozbrzmiał mój dzwonek. Give a little time to me ...
- Tak?
- Nie śpisz jeszcze? - zapytał znajomy głos.
- Jak słyszysz nie. - zaśmiałam się - Siedzę na balkonie i śpiewam do księżyca.
- Serio? Śpiewasz do księżyca? - zaśmiał się Harry - Zaśpiewaj mi coś.
- Nie teraz. - zaśmiałam się - Teraz słucham sobie Twojego głosu, za którym tęskniłam, wiesz?
- Ja za Twoim też. Już niedługo wracamy.
- No powiedz jej!!! - usłyszałam krzyk chłopców.
- Wiem, że wracacie i bardzo się z tego powodu cieszę. Co masz mi powiedzieć? - zapytałam.
- A nie nic, nic. Oni krzyczeli do Liam'a nie do mnie. - odparł zmieszany Harry. Czułam, że ściemnia.
- Mhm. Ok.
- No. Dobra Sophie. Kończę, bo jeszcze jesteśmy w studiu. Idź spać, bo jutro nie wstaniesz. Dobranoc.
- Dobranoc. Pracuj tam i trzymaj się. Pa.
- Pa.
Rozłączył się. Znowu zapadła cisza. Wróciłam do pokoju i położyłam się do łóżka. Wiem, że coś ściemniał Harry z tymi krzykami chłopaków, na pewno to do niego krzyczeli, ale skoro nie chciał mówić, to nie. Otworzyłam galerię zdjęć i zaczęłam oglądać nasze zdjęcia. Czułam, że patrząc na nie się uśmiecham.



***

Dziś czwartek. Mamy taki świetny plan na uczelni. Poniedziałek 8am.-2pm.; wtorek 8am.-2pm.; środa 9am.-3pm.; czwartek 8am.-3pm, a w piątek mamy już weekend. Haha. Cudo. Chłopcy wracają jutro wieczorem, nie mogę się doczekać. Wracając do tematu studia. Tak pięknie prosiłam o brak "pustych lasek" na roku. Niestety, jak zwykle mój pech wygrał. Prześladowczyni Alice czyt. Caroline, przegina po całej linii. Niech się ani Maryśka, ani Alice nie zdziwią jak jej kiedyś wygarnę. Serio, jeszcze jeno słowo tej panienki. Nawet niech nie próbuje się dowalić o coś do Alice.
Poszłyśmy na zajęcia. W przerwie na lunch jak zwykle Alice wpadła na pannę Caroline. Kurwa, jak ona mi dziwnie działa na nerwy. I cała moja, że tak powiem niechęć do niej zaczęła się przez zwykłą historię Alice, jak nam opowiedziała to i owo o Hurley. Jej "twarz" mnie odstrasza. Yyy.
- Oo! Kogo my tu mamy. - zaczęła Caroline, za którą szła zgraja jej koleżaneczek - Nasza Alice Carter z koleżaneczkami. Jak to im było, hmm.. Sophie i Mary? Nie wiem. Nie zadaję się z plebsem. Wisi mi to blondyneczko Mary, że Horan z Tobą chodzi. Kiedyś i tak Cię rzuci i będzie z tą oto Casandrą - wskazała na dziewczynę w okularach z pomalowanymi na czerwono ustami..
Spojrzałam na Maryśkę, widziałam, że jest bliska płaczu.
- A Ty, Sophie - kontynuowała Hurley. - Ty jesteś kolejną laską Hazzy na jedną noc. Przecież wszyscy już to wiedzą, że on będzie ze mną, a nie z jakąś dziewczyneczką.
Myślałam, że jej po prostu zajebię. Jednak to jeszcze nie czas na rękoczyny. Wolałam żeby poszło jej w pięty, bo zauważyłam, że zebrał się już spory tłum.
- A Ty, to niby kto? - powiedziałam, a Hurley odwróciła się w moją stronę. Była ode mnie niższa więc mogłam spojrzeć na nią z góry - Myślisz, że jesteś najlepsza, panno Hurley krzywe nogi, nos i skrzeczący głos? Oj, chyba końcówki Ci się rozdwajają, musisz iść do fryzjera. - dotknęłam jej włosów - O i tpisy zaczynają odpadać, kurcze. - podniosłam jej rękę, gdzie nie było dwóch tipsów. - Chyba się zaraz popłaczesz, co? Wielka pani się znalazła. Nie myśl sobie, że możesz każdemu nawciskać. Nie jesteś od nikogo lepsza. Chcesz, mogę z Tobą zrobić porządek. Myślisz, że masz pieniądze i możesz wszystko? Kurde. No tak, przecież dzięki kasie się też tutaj dostałaś, nieprawdaż? I gdyby nie sławna mamusia, byłabyś nikim. Nawet te panienki, by za Tobą nie chodziły. A teraz odpuść sobie i zostaw Alice, Mary i mnie w spokoju. Jeszcze jedno słowo, a będziemy inaczej rozmawiały. Chcesz tego?
Tłum gapiów i sama Caroline z koleżaneczkami stali jak osłupieli. Chyba jestem pierwszą osobą, która jej tak nagadała. Caroline fuknęła, strzeliła focha i obróciła się tyłem do nas i szybkim krokiem odeszła poganiając z sobą swoje koleżaneczki. Cała reszta uśmiechała się do mnie. Zabrałam dziewczyny i poszłyśmy na resztę zajęć. Po godzinie 3pm. zaproponowałyśmy Alice, żeby wpadła do nas. Spędziłyśmy bardzo miło czas. Koło 11pm. odwiozłyśmy Alice do domu. Miała piękny dom. Jej tata to brytyjski polityk.
- Dzięki Sophie za dziś - powiedziała Alice.
- Nie ma za co. Do usług. - zaśmiałam się.
- Ona już tak ma. - dodała Maryśka. - Jej lepiej nie denerwować.
- Haha. Dokładnie. Masz więc szczęście, Alice, że Cię lubię.
- A no mam. - zaśmiała się. - Jeszcze raz dziękuję. Pa. Dobranoc.
- No pa, pa. Dobranoc.
Po odwiezieniu Alice wróciłyśmy do domu. Po dniu pełnym wrażeń poszłyśmy szybko spać. Jutro przecież ważny dzień. WRACAJĄ !










________________________________________________________
Czytasz-komentuj!
Nowy wygląd, nowy rozdział. Dziękuję za szablon na bloga szabloniarce. Jej BUTTON znajduje się z lewej strony na moim blogu, więc możecie do niej zaglądnąć. Co do rozdziału, to jak się podoba? xx

sobota, 2 marca 2013

Rozdział 15. Jest dla mnie kimś więcej.

Za tydzień rozpoczynamy studia. Szczerze, to nie chce mi się wcale ich rozpoczynać. Poznam dziwnych ludzi. Oby nie było lasek typu Meg czy Faja, jak u mnie w szkole. W sensie Meg to tak na prawdę Marcela, nie wiem czemu tak na nią mówili, nigdy się w to nie zagłębiałam. Jedno słowo, które ją idealnie opisuje to dziunia. Dziunia paradująca w białych kozaczkach. Ojciec polityk. Myślała, że może wszystko. Niestety natknęła się na mnie i wiadomo podpadła mi. Ale to długa historia i nie chce mi się jej opowiadać, bo choć ją pamiętam nie jest dla mnie zbyt dobrym wspomnieniem. Faja natomiast, to Kasia. Mogłaby być fajną dziewczyną, gdyby nie kumplowała się z Meg. Przez to, że nie miała tyle kasy co Meg, nie była lubiana, więc została przyjaciółką zołzy. Faja nie miała nigdy własnego zdania. Nigdy się nie odzywała, bo Meg jej nie pozwalała. Także Faja stała się od niej zależna. Przez pewną historię z Meg, mam nadzieję, że kogoś takiego nie będzie w Arts. Chociaż znając mojego pecha i tutaj znajdzie się ktoś taki. Dobra koniec gadania o przeszłości. Zajmijmy się tym co jest tu i teraz. Dziś z Maryśką robimy sobie wieczór filmowy, jak za starych dobrych czasów. Chociaż będziemy mogły sobie porozmawiać. Nie powiem jej zapewne wszystkich szczegółów, ale dowie się o większości rzeczy.



~Marysia~

Kolejny dzień bez jego uśmiechu, dotyku, pocałunku. Nie mogę przestać o nim myśleć. Cholernie za nim tęsknię. Wiem, że tak będzie zawsze, bo w końcu jest w zespole i to nie byle jakim zespole. Chciałabym żeby już wrócił, bo te rozmowy mi nie wystarczają. Za krótko słyszę jego głos, bo non stop są zajęci i nie może rozmawiać dłużej. Chciałabym go zobaczyć. Przecież może zadzwonić do mnie przez video rozmowę. Co mu szkodzi. Ten chłopak tak zawrócił mi w głowie, że myślę o nim w każdej sekundzie mojego życia. Podczas kąpieli, podczas posiłków, nawet podczas snu, bo non stop mi się śni. Zegarek wybił godzinę 11. Zeszłam na dół do kuchni. Zrobiłam zapiekanki i owocową herbatę. Po chwili zeszła na dół Zosia z niezbyt szczęśliwą miną. Co się dzieje z nią? Co siedzi w jej głowie? Od pewnego czasu nie mamy takiego kontaktu jak kiedyś. Zaniedbałam ją. Muszę to naprawić.
- Hej kochanie, śniadanie zrobiłam. Chodź.
- Cześć, cześć. - powiedziała Zoś i usiadła na przeciwko mnie.
O czym lub o kim tak ona intensywnie myśli...
- Stało się coś? - zapytałam w końcu.
- Nie. Po prostu jeszcze się nie obudziłam. - odparła i wróciła do konsumowania.
- Mhm. - czułam, że coś jest nie tak. - Dzisiaj noc filmowa. Pamiętasz? - dodałam.
- Jakże bym mogła zapomnieć. - posłała mi uśmiech - Poza tym mam Ci tyle do opowiedzenia.
- Właśnie. Czekam na wytłumaczenie pewnych spraw.
Zaśmiała się, więc coś było na rzeczy.
- Na pewno, dziś się dowiesz wszystkiego. - zapewniła.
- Liczę na to. - zaśmiałam się. - Ja pójdę do sklepu może i kupię coś do jedzenia na wieczór.
- Spoko. - odparła Zoś.



~Niall~

Siedzieliśmy w studiu. Właśnie swoje solo nagrywał Louis. Chyba najbardziej romantyczna piosenka jak dotąd. Tytuł "Little Things". Nagrywając swoje solo miałem przed oczami Mary. Czułem, jakby to wszystko było o niej. Każde słowo tej piosenki. Koło mnie na sofie siedział Harry z ponurą miną na twarzy. Zayn i Liam siedzieli na przeciw.
- Jak tam Hazz? - zapytałem.
- Ciężko - burknął i poprawił swoją grzywkę. - Nie sądziłem, że będzie aż tak trudno. - zamyślił się - Wiesz, że jak nagrywałem swoje solo to widziałem ją? - zapytał w końcu patrząc na mnie.
- No to mamy tak samo. - zaśmiałem się - Tylko,  że ja tęsknię za swoją dziewczyną, a Ty nie powiedziałeś Sophie, co do niej czujesz, prawda?
Do rozmowy dołączyli się zaciekawieni Zayn i Liam oraz Louis, który właśnie skończył nagrywać i mieliśmy chwilę przerwy. Spojrzeliśmy wszyscy na Harry'ego i czekaliśmy na odpowiedź.
- No o co Wam chodzi? Nie, nie powiedziałem, że jest dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką. Nie powiedziałem.... Zadowoleni?
- Nie - odparł całkiem poważnie Zayn - Zadowolony bym był, gdybyś jej to powiedział.
- Tylko, że ona, na początku naszej znajomości powiedziała, że wątpi, że między nami może być coś więcej niż przyjaźń. - powiedział przybity Curly.
- Wątpię w to. - powiedział Liam. - Widziałem jak ją rozrywało od środka, jak było pożegnanie. Chciała płakać, ale z drugiej strony, nie chciała tego nikomu pokazać.
- Liam ma rację - dodał Louis - Też to zauważyłem.
- Hmm.. Jak mówiła mi, że będzie tęskniła, to faktycznie miała zeszklone oczy. - powiedział Harry.
- Widzisz, więc może poczuła coś więcej. - powiedziałem. - Nie ma co się poddawać. Walcz o nią. Powiedz jej co czujesz, żeby nie było za późno. Przypomnij sobie piosenkę, którą zaraz będziemy nagrywać.
- Którą? - zapytał Harry.
- "Loved You First" - powiedział Zayn - Dobrze mówię, Niall? O niej myślałeś?
- Dokładnie. Właśnie o niej myślałem. Wiecie co. - dodałem - Póki mamy czas to zadzwonię do Mary.
Odszedłem od chłopców i wybrałem numer Mary. Tym razem zrobię video rozmowę. Chcę ją zobaczyć.
- Cześć kochanie! - powiedziała patrząc w moją stronę tymi swoimi pięknymi zielonymi oczami - Wiesz, że czytasz w moich myślach?
- Tak? Niby dlaczego? - uśmiechnąłem się.
- Chciałam żebyś zadzwonił do mnie przez video rozmowę.
- Widzisz - zaśmiałem się.
Rozmawialiśmy dzisiaj trochę dłużej niż zwykle, bo mieliśmy chwilę przerwy podczas nagrywania. Po około 15 minutach musiałem kończyć.
- Muszę kończyć Skarbie. - powiedziałem smutniejąc.
- Szkoda. Mimo wszystko, cieszę się, że Cię zobaczyłam.
- Pozdrowienia macie od chłopców. - dodałem.
- Dziękujemy. Również pozdrawiamy.
- Dokładnie! - krzyknęła Sophie, która była przez moment widoczna na ekranie.
- Dobra, to ja kończę. Kocham Cię. Zadzwonię jak będę miał wolną chwilę. Pa. - posłałem jej buziaka.
- Pa. Też Cię kocham. - powiedziała Mary i rozłączyła się.
Jakie to trudne. Żegnać się z osobą, którą się kocha. Teraz widzimy się tylko wirtualnie. Nie mogę jej dotknąć, przytulić, pocałować. Nic.. Już wiem, jak się czuł Liam, Zayn i Louis jak wyjeżdżaliśmy.
- Niall, wchodź. - powiedział Paul - Teraz nagrywamy Ciebie.
Skierowałem się do mojego królestwa. Założyłem słuchawki i zacząłem śpiewać.



~Zosia~

Po nieco dłuższej rozmowie z Niall'em, Marysi trochę się poprawiło. Widać było, jak ten chłopak na nią działa. Idealnie się dobrali. Wybiła godzina 6pm. Usiadłyśmy przed TV i włączyłyśmy pierwszy film. "The Last Song". Gdy tylko film się zaczął, Marysia zaczęła się wypytywać o to, w jaki sposób zaczęłam w ogóle  rozmawiać z Harry'm, no dosłownie o wszystko. Filmy leciały jeden za drugim, a ja opowiadałam jej wszystko od początku. Marysia patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczyma ze zdziwienia. Co jakiś czas tylko przytakiwała głową, lub jeszcze co coś się zapytała. Koło godziny 1am. poszłyśmy do swoich pokoi. Wykąpałam się i leżąc w łóżku napisałam, właściwie odpisałam na wcześniejszego sms'a od Harry'ego:

Mam nadzieję, że wszystko tam ok ;) 
Wracaj! Tęsknię .xx








________________________________________________________
Czytasz - komentuj!
Bardzo mi miło, że poprzedni rozdział dostał aż 5 komentarzy, co jak na mój blog jest rekordem.
Mam nadzieję, że ten też się spodoba :)
xx