- Cześć Horan! - krzyknęłam.
- Siema Styles! - zaśmiałyśmy się razem.
- Wyspana? - zapytałam.
- Tak oczywiście. - odparła - Zoś, chcesz też jajecznicę, czy będziesz robiła sobie coś innego?
- Zjem jajecznicę, jak dasz trochę. - wytknęłam jej język.
- Dam, dam. Oczywiście. - uśmiechnęła się i rozdzieliła jajecznicę na dwie części.
Usiadłyśmy przy kuchennym barku i zabrałyśmy się za konsumowanie.
- No i co słychać? - zaśmiałam się.
- Szczerze?
- Jak najbardziej.
- To nie za dobrze.
- Dlaczego?
- Bo wczoraj czytałam twitter'a, w sensie moje Mentions i powiem Ci, że niektóre laski to potrafią pocisnąć. Mają takie teksty jak Ty. - wytknęła mi język.
- No wiesz. Nie porównuj mnie do nich. - zaśmiałam się - Ale teraz na serio. Czy one Cię hejtują?
- Nie wszystkie, ale te trzy tweety, które tak wynalazłam, to po prostu rozbiły mnie wewnętrznie i nie mogłam się przez całą noc pozbierać. Myślałam, że zejdę z tego świata, no wiesz, myślałam, że zaraz coś sobie zrobię.
- Niech no tylko jeszcze raz jakaś do Ciebie napisze...
- I co zrobisz? Tak samo jak one walniesz ciętą ripostę? Nie jesteś już osobą, która nic nie znaczy. Ludzie patrzą na to co robisz i piszesz. Z resztą nie warto się zniżać do ich poziomu.
- Tu masz całkowitą rację. Aż się boję, kiedy Hazza potwierdzi nasz związek. W sensie no wiesz o co mi chodzi, zdjęcie w samochodzie, czy jakieś tam wypady były tylko podstawą do spekulacji. Harry powiedział, że teraz, jak będą u Nick'a w radiu, to wszystko potwierdzi, bo przecież Nick zna prawdę.
- No tak. Wiesz, że Hazza, chociaż według mnie niesprawiedliwie, jest najczęściej opisywanym członkiem zespołu, jakby istniał tylko on.
- Prawda. Zauważyłam to. Mam takie samo zdanie na ten temat. Anne i Gemma też to zaobserwowały i też według nich, nie jest to fair wobec reszty.
- Dokładnie. Każdy z nich powinien być traktowany na równi, a nie. No i problemem będzie to, że będziesz miała na głowie więcej hejtów, w końcu więcej panienek za nim szaleje.
- Boję się tego jak cholera. Aż nie chce mi się myśleć o tym, co będzie. Przecież one zjedzą mnie żywcem. Masakra.
- Antynowicz! Głowa do góry. Jedziemy tym samym wózkiem. Pomożemy sobie nawzajem. Przecież Dani, Perrie i El też to przeżywają.
- Olechowicz, wiem. - wytknęłam jej język. - Dani mówiła jakie były konsekwencje tych hejtów. Zerwali ze sobą na jakiś czas przecież, ale potem jak to ona mówi "dzięki Bogu się zeszliśmy na nowo i mam nadzieję, że na stałe".
- Wiem, pamiętam. Dobra skończmy ten niemiły temat. Będzie, co ma być. Czas pokaże.
- Dokładnie. Czas pokaże. Oby było jak najlepiej. Aa! Jedziesz gdzieś z Niall'em, czy widzicie się dopiero jutro?
- Jutro, ale przyjeżdża wcześniej. Dziś przecież 9. Wyszedł ten ich album i są na podpisywaniu płyt w centrum.
- No wiem, wiem. - zaśmiałam się. - Tak samo ja z Harry'm widzę się jutro. - uśmiechnęłam się.
- No to może gdzieś dziś wyskoczymy?
- Hmm. W sumie Dani i Perrie chciały nas wyciągnąć na zakupy, co Ty na to?
- Jestem na TAK. Jakże bym miała być na nie? - zaśmiała się.
- Wiedziałam zakupoholiczko. - wytknęłam jej język - W takim razie dzwonię do Dani.
Wybrałam numer do Danielle. Odebrała po trzecim sygnale.
- Cześć kochanie! - powiedziała do słuchawki - Co tam?
- A dobrze, dobrze. - zaśmiałam się - Dan, my idziemy z Wami. W sumie po to dzwonię.
- Super. W takim razie w południe na Oxford Street.
- Jasne. Do zobaczenia.
- Pa. Kocham.
- Kocham.
Rozłączyłam się.
- I co? - zapytała Marysia.
- Południe, Oxford Street. - powiedziałam.
- Jupi! To się nazywa życie. Chodźmy się szykować. - krzyknęła radośnie.
- Jasne, już idę, idę.
O 11:20 spotkałyśmy się w korytarzu. Marysia czekała i z niecierpliwością przebierała nóżkami, jak mała dziewczynka, która czeka na lizaka, za grzeczne zachowanie.
- Już wychodzimy. - zaśmiałam się. - Poczekaj tylko, aż nałożę buty.
- Jasne. Mhm. Spoko. - mamrotała pod nosem.
- Dobra. Wychodź. - pchnęłam ją do wyjścia. - Zamknij drzwi. Ja idę po samochód.
- Ok.
Wyjechałam samochodem i automatycznym pilotem zamknęłam garaż. Poczekałam aż Marysia wsiądzie do środka. Gdy tylko zamknęła drzwi ruszyłam w stronę Oxford Street. Na umówione miejsce zajechałyśmy z pięciominutowym opóźnieniem, a to wszystko przez te przeogromne korki. Szybko zaparkowałam, zamknęłam auto i w pośpiechu szłam za Marysią, która pędziła co sił w nogach w stronę stojących przed Galerią, Dani i Perrie.
- No cześć piękne! - krzyknęła Perrie. - Korki, co?
- Dokładnie. - zaśmiała się Marysia.
Przywitałyśmy się z dziewczynami.
- To co, gdzie najpierw? - spytała Danielle.
- TopShop? - zarzuciła Marysia.
- Cudo! - krzyknęła Perrie.
- Ok. To ruszajmy. - powiedziałam.
Pięciogodzinne szarżowanie po sklepach zakończyłyśmy w Pizza Hut. Zamówiłyśmy sobie dwie duże pizze i niezdrową coca colę do picia. Na nasze szczęście była dolewka, jak w KFC.
- Ulala. - powiedziała Dani, jak przynieśli pizze - Ale co mi tam, na treningu wszystko i tak spale. - zaśmiała się.
- Dokładnie Dan, co się będziesz przejmowała. - zaśmiałam się.
- Pff, nam to nie szkodzi laski. Bo my jesteśmy szczupłe. Godzinka joggingu potem i zrzucona. - dodała Perrie.
- Jasne. Wiadomo. Przecież my to my. - powiedziała Marysia.
- Dobra, w takim smacznego. - powiedziałam.
- Wzajemnie. - odpowiedziały chórem.
Po skończonym posiłku wyszłyśmy i skierowałyśmy się jeszcze do Empiku. Chciałyśmy ogarnąć jakieś nowości i z muzyki i z książek. Gdy tylko weszłyśmy do środka, stojące w kolejce, jak było widać, fanki naszych chłopaków, zwróciły swoje oczy w naszą stronę. Ok. Było to trochę przerażające, jakby tak dodać do tego muzykę jak z horroru, ściemnić światła w pomieszczeniu, to na pewno bym zwiewała stąd.
- Woo, ale się patrzą. Co człowieka nigdy nie widziały? - zaśmiała się Perrie.
- Chyba nie. - dodała Dani.
- A no. - zaśmiałam się z Maryśką.
- Dobra. Nie wnikam - powiedziała Danielle - Lepiej chodźmy do działu z książkami.
Poszłyśmy za Dan, a dziewczyny dalej na nas patrzały.
- Perrie, może one czekają, aż im powiesz, że jak chcą autograf czy zdjęcie, to możesz poświęcić im czas. - powiedziała Maryśka.
- Może. - zastanowiła się Perrie. - Ok girls. - zaczęła - Why do you look at us like we were aliens? It scares us. So if any of you want a photo or autograph, please, now I have for you a second. (Czemu patrzycie na nas jak na kosmitów? To nas przeraża. Więc jeżeli ktokolwiek z was, chce zdjęcie lub autograf, proszę bardzo, teraz mam dla was chwilkę.) - uśmiechnęła się.
Gdy tylko to powiedziała dziewczyny przestały się dziwnie patrzeć i zaczęły podchodzić, jedna po drugiej do Perrie, a ona pozowała z nimi do zdjęć, non stop się uśmiechając, podpisując plakaty. Po około pół godzinie Perrie zakończyła rozdawanie zdjęć i autografów. I mogłyśmy spokojnie wyjść ze sklepu i pójść na parking.
- Jak się cieszę, że do mnie nie podeszły - zaczęła Dan - Już się bałam, że będę musiała z nimi pozować. Robię to tylko, jak jestem z Liam'em. Nie chcę tego robić, gdy go nie ma obok, żeby potem nie mówiły, że lansuję się tym, że z nim jestem i strzelam sobie fotki z fankami.
- Bardzo dobrze, że nie podeszły. - dodałam - Nie wiedziałabym, co mam zrobić.
- E tam. - zaśmiała się Marysia.
- Czekajcie - krzyknęła Perrie - Tu jest ten automat, który od razu wywołuje zdjęcia. - uśmiechnęła się - Chodźcie zrobimy sobie foteczki. - zaśmiała się.
- Ok. Idziemy. - powiedziała Danielle.
Poszłyśmy szybko do automatu. Zrobiłyśmy sobie jedną sesję wspólną, a potem parami, tak że każda miała cztery paski ze zdjęciami. Super nam wyszły. Stałyśmy jeszcze chwilę, koło samochodu pakując rzeczy.
- Dobra laski. - krzyknęła Danielle - To do jutra na imprezie. Pa.
- No do jutra.
- Pa. - krzyknęła Perrie.
- Do zobaczyska. - krzyknęła do nich Maryśka.
Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do domu. Na miejscu byłyśmy po 7pm. Nie powiem, dzień na prawdę udany. Miło było. Bardzo miło. Poszłyśmy do pokojów. Odłożyłam torby z ubraniami koło szafy, a z torebki wyjęłam nasze zdjęcia i doczepiłam je na tablicy, obok zdjęć z chłopakami i innymi naszymi "sweet fociami".
***
Trzaski, dobijanie się do drzwi, nachalne używanie dzwonka. O co chodzi? Kogo tu niesie o tak wczesnej porze? Dopiero 7 rano!!! Czy ludzie nie wiedzą, że my o tej godzinie śpimy?! Wybiegłyśmy z pokoi równocześnie i zbiegłyśmy na dół.
- Co jest kurwa! - krzyknęła zdenerwowana Maryśka.
- Nie wiem. Zabij mnie, a i tak Ci nie powiem. Chyba kogoś delikatnie mówiąc pojebało.
- No raczej, bo nikt by się nie dobijał do nas do domu.
Wyjrzałyśmy delikatnie przez okno. NIE!! Nie wierzyłyśmy własnym oczom! No chyba mam zwidy! Boże błagam, niech to będą halucynacje! To nie dzieje się na prawdę! Za co?! Co my złego zrobiłyśmy, że tak obrywamy?!
- Ja im nie otwieram. - powiedziałam w końcu.
- Pff, ja też nie. Niech sobie stoją. Ja nie mam zamiaru z nimi o niczym rozmawiać. Ten rozdział się skończył, co ja mówię, zakończył w momencie wyjazdu z Polski. Nie mam zamiaru mieć z nimi do czynienia. Nie chcę słyszeć ich głosów! Nie!
- Zośka! Maryśka! Wiemy, że tam jesteście! Otwierać w tej chwili! - krzyczały.
- Co się tak patrzysz? - powiedziałam. - Ja też im nie otworzę. To nie matki, to macochy.
- Czego chcecie? - krzyknęła Maryśka.
- Chcemy wejść, czy to tak dużo?
- A skąd wiecie, że tu mieszkamy?
- Nie trudno znaleźć adres u tatusia w komórce.
- Nie trudno? - zadrwiłam. - Już listopad, dopiero się wam udało przyjechać.. jak my tu już od czterech miesięcy to już na pewno jesteśmy.
- Gówniaro! Nie zaczynaj znowu.
- Mamuśka, dobrze się czujesz? Bo to chyba wy zaczynacie? Kto normalny puka, przepraszam DOBIJA się do kogoś tak wcześnie rano!!
- Nienormalna to jesteś ty. Otwieraj, bo będziemy rozmawiać inaczej.
- Aha. Cóż takiego mama mi może zrobić? Przecież nie żyję tu za mamy pieniądze.
Zamilkły na moment.
- Dobrze, w takim razie. Czy możecie nas wpuścić? - zapytała matka Maryśki.
- O wiele lepiej. - powiedziała Marysia. - Ale z nich kameleony. - szepnęła do mnie.
- Kurde, nie wpuszczała bym ich, ale z drugiej strony jeszcze jakiś fotoreporter to wychwyci. - szeptałam również.
- Dokładnie. Dobra daj otworzę.
Otworzyłyśmy drzwi, a dwie wielkie panie weszły do środka. Rozejrzały się dookoła z wielkimi oczyma i nie pytając się, ni nawet nie czekając na pozwolenie wlazły do salonu i usiadły wygodnie na naszej kanapie.
- Co za wychowanie. - zaśmiała się do mnie Maryśka.
- Cóż za elegancja. - prychnęłam.
- Taaa. - kiwnęła głową Mańka - Więc, co mamusie tutaj sprowadza? - zapytała.
- Prawda jest taka, że przyjechałyśmy tutaj po was.
- Co proszę? Bo chyba nie dosłyszałam.
- Przyjechałyśmy po was.
- Yyy? Ja z wami nigdzie nie idę. - powiedziała Maryśka.
- Ja też się stąd nie ruszam. Dobrze mi tu. Mamy przyjaciół, którzy nas kochają, nie to co wy.
- My was nie kochamy? Gdyby tak było, to byśmy tu nie przyjechały.
- Wręcz odwrotnie, gdybyście nas kochały to byście tu nie przyjeżdżały, bo byście zaakceptowały wszystko, cokolwiek byśmy zrobiły. - powiedziałam.
- O nie młoda damo. Jesteś za młoda, żeby decydować o swoim życiu samodzielnie. Ja jestem od podejmowania decyzji za ciebie, żebyś kimś była w tym życiu, a nie jaką tam szkołę Arts skończysz.
- A jak bym była w NYADA w NY to co?
- To samo. Jedno, wielkie gówno. Kim ty masz zamiar po tym być?
- Sobą.
- Ach tak. Ile zarobisz za bycie sobą?
- Nie ważne. Nie rozumiesz, że dla mnie najważniejsze jest być szczęśliwą, a nie! Już przecież o tym rozmawiałyśmy. W ogóle mnie nie słuchasz! Nigdy mnie nie słuchałaś! Zawsze byłam dla ciebie jak śmieć. Bo przecież nie mogę się porównać do powietrza, ono chociaż jest ci potrzebne do oddychania, żebyś mogła sobie żyć.
- Zośka koniec gadania wyjeżdżasz stąd w tej chwili i koniec.
- To samo ty, Maryśka. Nie pozwolę Ci zmarnować sobie życia.
- Nie masz prawa decydować o tym co będę robiła w życiu. To moja sprawa! Nigdzie się stąd nie ruszam. Mam tu dla kogo żyć. - krzyknęła Maryśka.
- Nie ma gadania panienki idziemy na górę się pakować.
- Nie! - krzyknęłyśmy razem.
- Co nas to obchodzi! - złapały nas mocno za rękę i szarpnęły do pokojów.
- Zostaw mnie! - próbowałam się wyrwać z rąk tej potężnej baby. Mama, mamą, ale ona zachowywała się nienormalnie.
- Nie gadaj gówniaro tylko się pakuj. - pchnęła mnie na łóżko i podeszła. - I co teraz powiesz! Pakuj się, a nie się patrzysz córeczko.
- Nienawidzę cię!
- Mała niewdzięczna dziewczynko. - uderzyła mnie w twarz.
No tak raz już to zrobiła, czemu nie miała zrobić tego po raz drugi. Policzek piekł jak oszalały. Z pokoju Maryśki, też dobiegł krzyk, jakby po uderzeniu. Oj nie, ja się tak traktować nie dam.
- Mogłabyś chociaż stąd wyjść! Nie chcę cię oglądać. Nie wiem już kim jesteś.
- Wrócę za dziesięć minut. Masz być spakowana, bo jak nie to znowu dostaniesz.
- Ta.
Wyszła. Podbiegłam do szafki nocnej i wyciągnęłam z niej telefon. Nie mogłam rozmawiać, bo by usłyszała, stała pod drzwiami. Napisałam tylko sms.
Do: Harry xx
Przyjedź. Ratuj. Mama.....
Wysłałam. Przyszedł raport, że dostarczone. Teraz tylko czekać, aż przyjedzie. Po dziesięciu minutach wkroczyła matka do pokoju. Może i dałabym sobie z nią radę, ale jakoś nie mogłabym uderzyć matki.
- Jeszcze nie spakowana?! - krzyknęła patrząc w pustą walizkę.
- Nie.
- Ja cię nauczę jak się pakuje.
Wzięła moje rzeczy z szafy i wrzuciła do torby, którą zamknęła. Złapała mnie za rękę. Znowu tak samo mocno i szarpnęła za sobą na dół. To samo robiła matka Maryśki.
- A panie co tutaj robią? - usłyszałam zbawieńczy głos Anne.
- Czy ktoś panie tutaj zapraszał? - odparł tym razem inny damski głos.
- A panie to kto, jeżeli można się dowiedzieć? - zaczęła moja matka.
- Nie pani interes. Przyjechałam po moją dziewczynkę, ukochaną przyszłą synową. - powiedziała całkiem poważnie Anne.
- Pff. - prychnęła matka. - Przyszłą synową? Ona? Przecież to niewdzięczna dziewucha.
- Chyba nie zna pani swojego dziecka. Proszę ją puścić, bo zadzwonię po policję.
- Nie no, chyba policji nie trzeba. - w tym momencie puściła mnie i odłożyła torbę.
Za Anne stał Harry, który przytulił mnie do siebie, a Niall przytulił Marysię.
- A teraz prosiłybyśmy panie o opuszczenie tego mieszkania i mamy nadzieję,że nigdy panie więcej tutaj nie wrócą. - powiedziała Marie, mama Niall'a.
- Podpisuję się pod słowami koleżanki. W Anglii nie tolerujemy przemocy wobec dzieci. Z drugiej natomiast strony, czemu panie dopiero teraz zainteresowały się swoimi, już prawie dwudziestoletnimi, córkami? Przecież teraz to one zaczynają podejmować decyzje same. - spojrzała pytająco Anne na moją matkę.
- Co pani tam wie. - walnęła moja matka.
- Oj żeby pani się zdziwiła ile wiem. Dużo więcej niż pani. Mój syn - wskazała na Harry'ego. - w wieku szesnastu lat poszedł na kasting do X-Factor i został złączony z czwórką chłopaków w podobnym wieku, w tym jednym tutaj obecnym - wskazała na Niall'a - w zespół, który teraz robi międzynarodową karierę. Nie ma go bardzo często w domu. Tęsknię za nim, ale akceptuję jego wybór, bo wiem, że on kocha to co robi. Nie jadę po niego do USA, czy Australii i nie pakuję go na siłę, każąc przy tym wracać do domu. To nie byłoby normalne. Przecież każdy w końcu musi odejść z domu. Prędzej czy później.
Matki nie wiedziały co powiedzieć. Ruszyły się jedynie do wyjścia z przegranymi minami.
- Jeszcze tu wrócimy. - powiedziała matka na odchodne.
- Lepiej niech panie tu nie wracają. - odpowiedziała Anne.
Z zamykającymi się drzwiami cały stres zszedł w końcu ze mnie.
- Dziękuję Anne, pani Marie, Harry, Niall. - uśmiechnęłam się do nich.
- Ja też dziękuję. - dodała Marysia.
- Co wy, dziewczynki. Jesteście częścią naszej rodziny. A te Wasze mamy, to na prawdę dziwne. - odparła Marie.
- Nic dodać, nic ująć. - powiedziałam, a Anne mnie przytuliła.
- Już wszystko dobrze. - powiedziała Anne. - Dobra, ja z Marie musimy się zbierać, zobaczymy się na tej imprezie w klubie. - zaśmiała się. - Buziaczki. Chłopcy z Wami zostaną.
- Jasne mamuś. Pa. - powiedział Harry.
Gdy tylko wyszły, Harry wziął moją torbę, mnie za rękę i poszliśmy do pokoju rozpakować się na nowo. Dobrze, że nie zauważyła nowych rzeczy i nie wrzuciła ich jak tych z szafy, do torby.
- Boże, co za koszmar. - powiedziałam opadając na łóżko. - Co ja bym bez Was zrobiła?
- Ciężko by było. - szepnął Harry - Z pewnością były byście w drodze na lotnisko.
- Kocham Cię Harold. - zaśmiałam się. - Twoją mamę też.
- Też Cię kocham Sophie. - nachylił się nade mną i mnie pocałował. - Wstań. Poukładamy to w szafie.
- Ok. - podniosłam się z łóżka.
Zabraliśmy się za układanie ubrań w szafie. Po około pół godzinie wszystko wisiało i leżało w idealnym porządku. Dochodziła godzina 2pm.
- Chodźmy na dół, zrobimy jakiś obiad. Impreza dopiero na 8pm.
- Jasne myszko. Chodźmy. - uśmiechnął się Harry i musnął moje wargi.
Zeszliśmy na dół, gdzie stali już Marysia z Niall'em.
- Pomóc Wam? - zapytałam się.
- Jasne. - zaśmiali się.
To raczej nie wyglądało jak robienie obiadu. Bardziej jak zabawa w kuchni. Obsypywaliśmy się mąką. Kuchnia wyglądała jak pobojowisko, albo jak zimowy krajobraz. Po zjedzeniu obiadu zabraliśmy się szybko za sprzątanie. Koło 5pm. chłopcy pojechali na chwilę do siebie, żeby się wykąpać i przebrać. To samo musiałyśmy zrobić my. Przed 7pm. wrócili po nas i pojechałyśmy z nimi na imprezę do klubu. W klubie było mnóstwo osób. Jednak będąc jedną z dziewczyn głównych organizatorów przecisnęliśmy się do naszego miejsca bardzo sprawnie. Usiadłyśmy z Maryśką koło Perrie, Dani i El, które siedziały już na wyznaczonym miejscu. Nagle Maryś do mnie powiedziała:
- O! - wskazała na chłopaka stojącego obok Niall'a. - To Josh, ich perkusista.
- Aha. - odparłam. - Ej! Maryś! Ty! Czy ta dziewczyna, którą trzyma za rękę, to przypadkiem nie Alice? - wytrzeszczyłam oczy.
- Ej! No faktycznie. To przecież Alice.
Wyszłyśmy na moment z loży i podeszłyśmy do Niall'a.
- Poznaj Josh. To Mary, moja dziewczyna, a to Sophie ukochana Harry'ego.
- Siema, siema. Miło mi. - uśmiechnął się. - A to..
Już Josh chciał nam przedstawiać swoją dziewczynę, gdy mu przerwałyśmy mówiąc:
- Alice. Tak, tak. Wiemy. Nie wiedziałyśmy jedynie, że jest Twoją dziewczyną. - zaśmiałyśmy się.
Alice patrzyła na nas wielkimi oczyma.
- A ja nie wiedziałam, że Wy! uśmiechnęła się. - Super! Myślałam, że nikogo nie będę znała.
- To Wy się znacie? - zaczął Josh.
- Tak kochanie. Z uczelni.
- Aha. No tak, coś wspominałaś.
Rozmawialiśmy chwilę, a później wzięłyśmy Alice do loży i przedstawiłyśmy ją Dani, Perrie i El. Później całą szóstką plotkowałyśmy, gadałyśmy o wszystkim i niczym. Tańczyłyśmy trochę, no i oczywiście spędziłyśmy czas z naszymi chłopakami. Nad ranem wróciłyśmy do domu. Chłopcy zostali u nas na noc.
_______________________________________________________
Czytasz-komentuj!
20 za nami :) Dziękuję Wam za każdy komentarz. Mimo że nie ma ich zazwyczaj zbyt wielu, to i tak się cieszę tym, że chociaż ktoś komentuje, bo wiem, że czytacie. Czekam na szczerą opinię. Buziaki xx
Przepraszam, że dopiero teraz wszystko nadrobiłam. Ale nareszcie jestem!
OdpowiedzUsuńNo tak, fajna, fajna ta Alice, nie powiem... i ten jej opis... :D Wow. W ogóle, wszystko jest świetne. Aż nie wiem, co napisać. Będę dużo częściej wpadać, obiecuję.
Ale te matki to jędze ! :/ Na szczęście Harry i Niall to solidne firmy, a więc...
Czekam na kolejne rozdziały.
No, to do zobaczenia :*
I dużo weny
(zgadnij kto to :D)
~Tajemnicza Skrzypaczka :D
Ale akcja z matkami - jakieś czuby nie umiejące sobie porazić bez córeczek, ale na szczęście, jak to się koleżanka wyżej wyraziła, Harry i Niall to solidne formy, więc wszystko okej :). Fajnie, ze dziewczyny mają tak dobry kontak z innymi dziewczynami chłopaków. ; > Rozdział bardzo fajny ^^.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie na nowości ; p
Isiia.
+ http://just-trust-isiia999.blogspot.com/
+ http://behind-of-the-scene.blogspot.com/
Prosze Cie rycze kochana :) Harry i Niall to wiadomo ale Anne i Maria tez mialy dobrą akcje :)
OdpowiedzUsuńSwietne :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRycze , kochana swietne na prawde :)
OdpowiedzUsuńHarry i Niall to wiadomo ze ratuja:p
Podoba mi sie wejscie Mari i Anne :)