środa, 6 marca 2013

Rozdział 16. Jeszcze jedno słowo.

Pierwsze zajęcia, pierwsze koty za płoty. Tragedia. Nie lubię nic rozpoczynać. Zawsze mam problemy z wbiciem się w rytm jakim żyje uczelnia, z przystosowaniem się do tego jak oceniają profesorowie. I ogólnie teraz przyzwyczaj się, że wszystko zaliczasz po angielsku. Masakra zapewne będzie, no ale tylko z początku. Jak na razie jeszcze z Manią nikogo ciekawego nie poznałyśmy. W sumie to ludzie jakby znają nas. Marysię z imienia, mnie kojarzą tylko ze zdjęć z Harry'm. Słyszałyśmy dotychczas kilka rozmów w toalecie "O, to dziewczyna Niall'a i ta, z którym Harry gdzieś chodził". Super. Co je to w ogóle obchodzi. Niech się zajmą swoim życiem, a moje niech zostawią w spokoju. Poszłyśmy na stołówkę, gdzie można było sobie wziąć coś do zjedzenia, gdyż właśnie była przerwa na lunch. Wzięłam jogurt, jabłko i dwie mandarynki plus dodatkowo wodę niegazowaną. Szukałyśmy z Manią jakiegoś miejsca, żeby usiąść.
- Patrz, tam w rogu, siedzi jakaś dziewczyna sama. - pokazała Marysia.
- Faktycznie. Chodźmy.
Podeszłyśmy do stolika, gdzie siedziała pewna dziewczyna. Miała piękne, ciemne, długie i proste włosy oraz ciemniejszą niż my karnację. Gdy na nas spojrzała, można było zobaczyć niesamowite brązowe oczy. Była piękna. Ja z moją urodą.. Nie dorastam jej do pięt.
- Hej! Możemy się przysiąść? - zapytała Mania. - Ja jestem Mary, a to Sophie - wskazała na mnie.
- Jasne - uśmiechnęła się brunetka. - Ja jestem Alice, Alice Carter. Miło mi Was poznać.
- Pierwszy rok? - zapytała Mańka.
- Tak, dokładnie. - odparła - W sumie, wydaje mi się, że jesteśmy w tej samej grupie. Nie miałyście przypadkiem przed chwilą zajęć wokalnych? - zapytała z uśmiechem.
- Tak miałyśmy - zaśmiałam się.
- Czyli jesteśmy w jednej grupie. - uśmiechnęła się Maryśka - To super.
- Tak, bardzo fajnie. - powiedziała Alice. - Fajnie, że w końcu poznałam kogoś.
- My też się cieszymy. - powiedziałam. - Grasz na czymś? - zapytałam.
- Tak. - odparła - Skrzypce. Kocham je najbardziej w świecie. - zamknęła oczy i się uśmiechnęła - A Wy?
- My obie saksofon i fortepian, a ja jeszcze bardzo chciałam się nauczyć grać na gitarze i to zrobiłam. - zaśmiałam się.
- Super. No fortepian to ja też. Normalne, przecież zawsze jest dodatkiem w muzycznej.
- Racja. - zaśmiała się Maryśka.
Rozmawiałyśmy tak do końca przerwy na lunch. Potem poszłyśmy na zajęcia już razem z Alice. Jest bardzo miła. Pod koniec dnia na uczelni, czyli po 2pm. poszłyśmy razem z Alice do Milkshake City. Najpierw siedziałyśmy przy stoliku i zastanawiałyśmy się, którego shake'a tym razem zamówić.
- Ja wezmę ... hmm... M&M's Chocolate - powiedziałam.
- Hmm... ja natomiast Bounty - powiedziała Alice.
- A ja - zaczęła Maryśka - Wezmę Milky Way Crispy Rolls.
- Ok, to idź zamów Maryś, a ja pójdę jeszcze do toalety.
- Wszystkie największe? - spytała Maryśka.
- Tak. - powiedziałam.
- Tak, tak. - odparła Alice.
- Ok, to idę zamówić.
Maryśka wstała i poszła po zamówienie, a ja wyszłam do toalety. Wracając spojrzałam najpierw czy Maryś już zamówiła, właśnie stała przy kasie. Chciałam iść do stolika, ale zobaczyłam, że Alice z kimś najwyraźniej się kłóci. Tak wyglądała ich gestykulacja. Ruda dziewczyna wydawała się być bardzo niemiła dla Alice. Stanęłam koło Marysi i pomogłam jej wziąć nasze shake'i.
- Ty, Maryś, kto to tam się rzuca do Alice?
- Nie wiem. Jakaś ruda suka, jak widzę. - odparła. - Chodź, przegonimy ją.
Ruszyłyśmy w stronę stolika.
- Zamówienie nadciąga. - zaśmiała się Maryśka, a ruda dziewczyna momentalnie odeszła.
Gdy usiadłam na swoim miejscu i spojrzałam na Alice zauważyłam, jak łza spływa jej po policzku.
- Co się stało Alice? - zapytałam.
Dziewczyna nie chciała odpowiedzieć.
- No gadaj. Co ta ruda Ci zrobiła? - powiedziałam lekko zdenerwowana.
- Dokładnie Alice. Gadaj. - dodała Maryśka.
- To długa historia z nią.
- Mamy czas. Mów. - powiedziała Marysia.
- Wszystko zaczęło się już w szkole średniej. Ta ruda to Caroline. Jak mówiłam, już w szkole średniej nie przypadłyśmy sobie do gustu, ale ze względu na mój miękki charakter nie potrafiłam z nią nigdy wygrać. Zawsze mnie prześladowała. Odbierała wszystko, co mogłam mieć. Nawet raz odbiła mi chłopaka.
- Ona? Takiej lasce? - przerwała jej Maryśka. - Sorry, że Ci przerwałam. Mów dalej.
- Tak, ona. Może i nie jest ładna, jak to stwierdziłaś, ale daje każdemu, więc każdy ją chce, choćby na jedną noc. Chyba lepiej, że mi go odbiła, okazało się jaka świnia z niego. Próbowałam jej unikać, ale ona żeby z kogoś się ponabijać i tak mnie znalazła. Mniejsza o to. Jakoś przeżyłam te trzy tragiczne lata w liceum. Żeby tego wszystkiego było mało, jak ją zobaczyłam na inauguracji pierwszego roku tutaj, to myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. No jak to możliwe, jak ona nie gra na żadnym instrumencie, nie potrafi śpiewać, ani tańczyć. Jedyne co "chyba" dobrze robi, to oddaje się mężczyznom. Jednak jak przeanalizowałam wszystkie możliwości, w jaki sposób mogła się dostać do Arts, wyszło mi, że dzięki wpływom mamusi. Nie powiedziały byście, że ona to córka brytyjskiej aktorki Elizabeth Hurley, w ogóle do matki nie podobna. Chyba po ojcu odziedziczyła "urodę". Serio. Jestem tego pewna, że jest tu dzięki niej i wątpię w to, że wytrzymam z nią tutaj. Będę musiała chyba pójść gdzie indziej, na jakąś inną uczelnię.
- Oj, co to, to nie. - krzyknęła Marysia.
- Dokładnie. Jakaś tam Caroline nie będzie miała wpływu na Twoją przyszłość. - dodałam.
- Ale ja z nią nie wytrzymam. - powiedziała smutna Alice.
- Nią się nie przejmuj. - powiedziałam.
Marysia już wiedziała o co chodzi. Ja nie pozwolę żeby jakaś pusta panienka rujnowała przyszłość mojej nowej, ale jakże już przeze mnie lubianej koleżanki. Oj, nawet jeżeli będę miała jej krzywdę zrobić, żeby pomóc Alice, zrobię to. Po dłuższym spędzeniu czasu z Alice, mogłyśmy się lepiej poznać. Po powrocie do domu zrobiłyśmy sobie obiadokolację. Potem nauczyłyśmy się grać zadanej na przyszły tydzień etiudy na fortepian. Kochamy grać, także dla nas to pestka. Późnym wieczorem rozeszłyśmy się do swoich pokoi. Wykąpana położyłam się na łóżku i odwróciłam się w stronę okna. Księżyc świecił dziś bardzo mocnym światłem. Chyba pełnia, jeżeli się nie mylę. Wstałam z łóżka, ubrałam szlafrok i wyszłam na balkon. Patrzyłam w niebo. Było pełne gwiazd. Najgorsze są te wieczory. Jeszcze tydzień, w sumie nie cały. Boże, jak Danielle, Perrie i Eleanor to znoszą. A co dopiero jak chłopcy ruszają w trasę. Przecież nie ma ich po kilka miesięcy, jak są  w USA czy w Australii. Straszne. Nagle, w tej przenikliwej ciszy, rozbrzmiał mój dzwonek. Give a little time to me ...
- Tak?
- Nie śpisz jeszcze? - zapytał znajomy głos.
- Jak słyszysz nie. - zaśmiałam się - Siedzę na balkonie i śpiewam do księżyca.
- Serio? Śpiewasz do księżyca? - zaśmiał się Harry - Zaśpiewaj mi coś.
- Nie teraz. - zaśmiałam się - Teraz słucham sobie Twojego głosu, za którym tęskniłam, wiesz?
- Ja za Twoim też. Już niedługo wracamy.
- No powiedz jej!!! - usłyszałam krzyk chłopców.
- Wiem, że wracacie i bardzo się z tego powodu cieszę. Co masz mi powiedzieć? - zapytałam.
- A nie nic, nic. Oni krzyczeli do Liam'a nie do mnie. - odparł zmieszany Harry. Czułam, że ściemnia.
- Mhm. Ok.
- No. Dobra Sophie. Kończę, bo jeszcze jesteśmy w studiu. Idź spać, bo jutro nie wstaniesz. Dobranoc.
- Dobranoc. Pracuj tam i trzymaj się. Pa.
- Pa.
Rozłączył się. Znowu zapadła cisza. Wróciłam do pokoju i położyłam się do łóżka. Wiem, że coś ściemniał Harry z tymi krzykami chłopaków, na pewno to do niego krzyczeli, ale skoro nie chciał mówić, to nie. Otworzyłam galerię zdjęć i zaczęłam oglądać nasze zdjęcia. Czułam, że patrząc na nie się uśmiecham.



***

Dziś czwartek. Mamy taki świetny plan na uczelni. Poniedziałek 8am.-2pm.; wtorek 8am.-2pm.; środa 9am.-3pm.; czwartek 8am.-3pm, a w piątek mamy już weekend. Haha. Cudo. Chłopcy wracają jutro wieczorem, nie mogę się doczekać. Wracając do tematu studia. Tak pięknie prosiłam o brak "pustych lasek" na roku. Niestety, jak zwykle mój pech wygrał. Prześladowczyni Alice czyt. Caroline, przegina po całej linii. Niech się ani Maryśka, ani Alice nie zdziwią jak jej kiedyś wygarnę. Serio, jeszcze jeno słowo tej panienki. Nawet niech nie próbuje się dowalić o coś do Alice.
Poszłyśmy na zajęcia. W przerwie na lunch jak zwykle Alice wpadła na pannę Caroline. Kurwa, jak ona mi dziwnie działa na nerwy. I cała moja, że tak powiem niechęć do niej zaczęła się przez zwykłą historię Alice, jak nam opowiedziała to i owo o Hurley. Jej "twarz" mnie odstrasza. Yyy.
- Oo! Kogo my tu mamy. - zaczęła Caroline, za którą szła zgraja jej koleżaneczek - Nasza Alice Carter z koleżaneczkami. Jak to im było, hmm.. Sophie i Mary? Nie wiem. Nie zadaję się z plebsem. Wisi mi to blondyneczko Mary, że Horan z Tobą chodzi. Kiedyś i tak Cię rzuci i będzie z tą oto Casandrą - wskazała na dziewczynę w okularach z pomalowanymi na czerwono ustami..
Spojrzałam na Maryśkę, widziałam, że jest bliska płaczu.
- A Ty, Sophie - kontynuowała Hurley. - Ty jesteś kolejną laską Hazzy na jedną noc. Przecież wszyscy już to wiedzą, że on będzie ze mną, a nie z jakąś dziewczyneczką.
Myślałam, że jej po prostu zajebię. Jednak to jeszcze nie czas na rękoczyny. Wolałam żeby poszło jej w pięty, bo zauważyłam, że zebrał się już spory tłum.
- A Ty, to niby kto? - powiedziałam, a Hurley odwróciła się w moją stronę. Była ode mnie niższa więc mogłam spojrzeć na nią z góry - Myślisz, że jesteś najlepsza, panno Hurley krzywe nogi, nos i skrzeczący głos? Oj, chyba końcówki Ci się rozdwajają, musisz iść do fryzjera. - dotknęłam jej włosów - O i tpisy zaczynają odpadać, kurcze. - podniosłam jej rękę, gdzie nie było dwóch tipsów. - Chyba się zaraz popłaczesz, co? Wielka pani się znalazła. Nie myśl sobie, że możesz każdemu nawciskać. Nie jesteś od nikogo lepsza. Chcesz, mogę z Tobą zrobić porządek. Myślisz, że masz pieniądze i możesz wszystko? Kurde. No tak, przecież dzięki kasie się też tutaj dostałaś, nieprawdaż? I gdyby nie sławna mamusia, byłabyś nikim. Nawet te panienki, by za Tobą nie chodziły. A teraz odpuść sobie i zostaw Alice, Mary i mnie w spokoju. Jeszcze jedno słowo, a będziemy inaczej rozmawiały. Chcesz tego?
Tłum gapiów i sama Caroline z koleżaneczkami stali jak osłupieli. Chyba jestem pierwszą osobą, która jej tak nagadała. Caroline fuknęła, strzeliła focha i obróciła się tyłem do nas i szybkim krokiem odeszła poganiając z sobą swoje koleżaneczki. Cała reszta uśmiechała się do mnie. Zabrałam dziewczyny i poszłyśmy na resztę zajęć. Po godzinie 3pm. zaproponowałyśmy Alice, żeby wpadła do nas. Spędziłyśmy bardzo miło czas. Koło 11pm. odwiozłyśmy Alice do domu. Miała piękny dom. Jej tata to brytyjski polityk.
- Dzięki Sophie za dziś - powiedziała Alice.
- Nie ma za co. Do usług. - zaśmiałam się.
- Ona już tak ma. - dodała Maryśka. - Jej lepiej nie denerwować.
- Haha. Dokładnie. Masz więc szczęście, Alice, że Cię lubię.
- A no mam. - zaśmiała się. - Jeszcze raz dziękuję. Pa. Dobranoc.
- No pa, pa. Dobranoc.
Po odwiezieniu Alice wróciłyśmy do domu. Po dniu pełnym wrażeń poszłyśmy szybko spać. Jutro przecież ważny dzień. WRACAJĄ !










________________________________________________________
Czytasz-komentuj!
Nowy wygląd, nowy rozdział. Dziękuję za szablon na bloga szabloniarce. Jej BUTTON znajduje się z lewej strony na moim blogu, więc możecie do niej zaglądnąć. Co do rozdziału, to jak się podoba? xx

2 komentarze:

  1. Ale ta Hurely to małpa ! Ale fajna akcja. Dobrze, że dziewczyny stanęły w jej obronie. Polubiłam Alice ; Czekam na moree ^^
    Isiia.

    OdpowiedzUsuń
  2. ta cała hurely to wredna suka..przepraszam za wyrażenie haaha :>
    czekam na nn..

    Tymczasem zapraszam na swój drugi blog > http://life-isnt-an-mp3-player.blogspot.com/
    liczę na twoją opinię, z góry dziękuję xx

    OdpowiedzUsuń