Stałyśmy w piątkę przy ogromnym oknie na lotnisku i ze łzami w oczach machałyśmy odchodzącym w stronę samolotu chłopcom. Wylatują. Wrócą przed świętami. Dopiero... Jednak to nie było najważniejsze. Non stop przed moje oczy wracał moment pożegnania....
- Wiesz przecież, że niedługo wrócę. Nie dobijaj mnie jeszcze bardziej tymi smutnymi oczyma. - mówił Harry.
- Wiem, ale będziemy tak daleko od siebie.
- No tak... niestety. Ale zeszłym razem wytrzymałaś.
- Wytrzymałam, bo byliśmy w innej relacji. Byliśmy TYLKO przyjaciółmi, a mimo wszystko mnie rozsadzało od środka z tęsknoty. Teraz jesteś kimś więcej niż tylko przyjacielem, przecież o tym wiesz.
Zamilknął na chwilę, po czym wpił się w moje usta i zatraciliśmy się w pocałunku. Jednak było w tym pocałunku coś innego. Nie chodzi mi tylko o to, że był on jednym z ostatnich przed wylotem. Było w nim coś jeszcze. Jakby próba wytłumaczenia się... Chociaż nie. Bardziej była w nim wymowna przemowa o tym, żebym pamiętała, że nie ważne co się stanie, nawet jeżeli będzie to wykraczało poza granice zrozumienia i dojdzie do tego, czego bym nie chciała, czyli do końca naszego związku, ale tylko przez to, że ja bym z nim zerwała, mam mimo wszystko pamiętać, że ja byłam, jestem i będę najważniejsza. Co ma to znaczyć? Czy dojdzie do czegoś, o czym nie mógł mi powiedzieć? Boję się nawet o tym myśleć. Pocałunek, mimo że trwał dosyć długo, dla mnie był za krótki. Gdy oderwaliśmy się od siebie, Harry złapał mnie za ręce i spojrzał głęboko w moje oczy, po czym powiedział:
- Pamiętaj. Nie ważne co mówią inni, nie ważne co słyszysz wokoło, najważniejsze jest to co ja do Ciebie czuję. Tylko Ty się liczysz. Rozumiesz? Tylko Ty. Powiedz, że rozumiesz i postarasz się wybaczyć wszystko, co się stanie.
- Rozumiem. Tylko, co ma się stać? - zapytałam lekko zdezorientowana. - I co mam Ci wybaczyć? - Kompletnie nie mogłam z niczym tego połączyć.
- Nie mogę Ci tego powiedzieć, choć bardzo bym chciał, bo wiem, że będzie przez to bardzo trudno i wątpię ... - urwał nagle swoją wypowiedź Harry, gdy zobaczył przechodzącego obok siebie menagera.
Spojrzałam w stronę przechodzącego obok Paul'a, który parzył się w naszą stronę. Nie wiedziałam o co chodziło. Gdy przeszedł zapytałam się Hazzy.
- Wątpisz w co? Kochanie, o co chodzi? Co się do jasnej cholery ma z nami stać?
Harry spojrzał na mnie swoimi zeszklonymi zielonymi oczyma. Widziałam, że cierpi, że chce mi wszystko powiedzieć. Już nawet miał zamiar to zrobić, gdy usłyszeliśmy:
- Louis, Harry, Zayn, Liam i Niall. Chłopcy zapraszam Was. Idziemy. No dalej. - krzyczał ochroniarz.
Harry jeszcze raz na mnie spojrzał i pocałował mnie bardzo namiętnie, jakby ten pocałunek miałby być naszym ostatnim.
- Zapamiętaj, że nigdy nie będę kochał innej. KOCHAM tylko Ciebie. Zapamiętaj, dobrze?
- Wiem to. Ja Ciebie też kocham. - patrzałam na niego zagubionym wzrokiem, a on ze smutkiem w oczach odszedł. Spojrzał jeszcze raz w moją stronę i z ruchu warg mogłam wyczytać słowa: KOCHAM CIĘ. TYLKO CIEBIE! NA ZAWSZE. Posłałam mu czuły uśmiech, ale w sercu czułam ból, z oczu leciały łzy. Czułam, że coś się wydarzy, ale nie wiedziałam co. Bałam się tego, bo przeczuwałam, że nie będzie to nic dobrego.
Gdy samolot wzniósł się w powietrze i zniknął za chmurami straciłam już całkowicie humor. Dani podeszła do mnie i bardzo mocno mnie przytuliła.
- Kochanie, nie martw się. Wrócą. Tak jest zawsze. Musimy się non stop do tego przyzwyczajać. Bo ja jeszcze też nie mogę tego zaakceptować, mimo że jestem z Liam'em już dość długo. - uśmiechnęła się.
- Wiem Dan. Wiem. Martwię się po prostu. No i już cholernie tęsknię.
- Nie dziwię się. - dołączyła się do rozmowy Perrie. - Ja też już za nimi tęsknię. - spuściła głowę.
- Mamy to samo. - dodała Maryśka z Eleanor, podchodząc do nas.
- Grupowy uścisk? - zapytałam.
Nawet nie odpowiedziały tylko podeszły i to zrobiły.
- Dobra dziewczynki. - zaczęła Dani - Chodźmy. Nie będziemy siedziały na lotnisku.
- Może maraton filmowy u nas? - zapytała z uśmiechem Maryśka.
- Bardzo dobry pomysł. - powiedziała Perrie z uśmiechem - Pobędziemy razem, to lepiej się poczujemy, nie będziemy od razu czuły się tak samotnie bez nich. Razem lepiej.
- Dokładnie. - dodała El. - Ja się na to piszę. Tylko zajdziemy do naszych mieszkań po rzeczy może i wtedy pojedziemy do dziewczyn. Co wy na to?
- Jasne, jasne. - powiedziała Dani i Pezz.
- Spoko. W takim razie za dwie godzinki u nas. - powiedziała Marysia.
- Tak. - uśmiechnęły się dziewczyny.
Poszłyśmy do samochodu i jadąc do domu wstąpiłyśmy do marketu żeby kupić coś na wieczór i jutrzejszy poranek. Po szybkich zakupach wróciłyśmy do domu, rozpakowałyśmy zakupy i ogarnęłyśmy w domu. Tak jak się umawiałyśmy, dziewczyny przyjechały punktualnie dwie godziny po rozmowie, czyli o 6pm. Zaprosiłyśmy je do środka i najpierw pokazałyśmy im pokoje, w których będą spały, a potem razem z nimi zeszłyśmy na dół do kuchni.
- Dobra to ja rozłożę przekąski, a wy idźcie szukać filmów. - powiedziałam.
- To ja idę szukać filmów z Mary i El - uśmiechnęła się Perrie.
- A ja Ci pomogę. - odparła Dani.
- Spoko. - uśmiechnęłam się.
Dziewczyny poszły do salonu, a my zaczęłyśmy rozkładać jedzenie do oddzielnych misek. Jakieś żelki, m&m's, chipsy, cukierki. Rozlałyśmy napoje do dzbanków i wyciągnęłyśmy pięć kubków.
- Soph, stało się coś prawda? - zaczęła Dani.
- Nie, dlaczego tak myślisz? - zapytałam.
- Czuję, że coś jest nie tak. Widzę to w Twoich oczach. Są jakieś bez życia, bez tej niesamowitej iskierki, którą zawsze miałaś. - powiedziała Danielle.
Spojrzałam na nią i usiadłam przy kuchennym blacie.
- Powiem Ci, ale najpierw chodź zanieśmy dziewczynom to jedzenie i picie ok?
- Jasne. - posłała mi uśmiech.
Zaniosłyśmy dziewczynom jedzenie. One dalej szukały jakiegoś fajnego filmu. My natomiast wróciłyśmy do kuchni i usiadłyśmy, jak ja wcześniej, przy blacie. Naprzeciwko siebie.
- Więc co jest? - zapytała Danielle.
- Chodzi o Harry'ego, coś było nie tak. Chciał mi powiedzieć o co chodzi, ale widać było, że nie może o tym powiedzieć ani słowa. No i powiedział, że boi się, że przez to nasz związek się skończy.
- Co?
- No może nie powiedział dosłownie, że się skończy, ale ja to jakby odczytałam, odczułam w tym jak się zachowuje i to co mówi.
- Boże, Sophie. A co mówił? Podaj jakiś przykład.
- No przykładowo, mniej więcej tak, nie ważne co mówią inni, pamiętaj,że byłaś, jesteś i będziesz dla mnie najważniejsza. Pamiętaj, że jesteś tą jedyną i tylko Ciebie kocham.
- Nie dziwię się, że czujesz się źle. Też bym tak się czuła, gdyby Liam mi tak powiedział. Coś jest na rzeczy, niestety. - posmutniała Dani.
- Dziewczyny! Co z Wami? Już leci! - krzyknęła Maryśka.
- Już, zaraz idziemy! - krzyknęłam.
Spojrzałam na Danielle. Intensywnie myślała. Gdy uniosła wzrok powiedziała:
- Jesteśmy przyjaciółkami. Zaufaj mi, nikomu nie powiem. To zostanie między nami.
- Ufam Ci, dlatego nie mówiłam słynnych słów: "tylko nikomu nie mów". - zaśmiałam się.
- No tak. Cieszę się, że się ze mną tym podzieliłaś. Mam nadzieję, że będzie Ci lżej na sercu. - przytuliła mnie. - A teraz już chodźmy oglądać. - zaśmiała się.
- Jasne. - posłałam jej uśmiech.
Poszłyśmy do salonu i zajęłyśmy miejsca obok siebie. Dziewczyny oglądały The Notebook. Jeden z najbardziej romantycznych filmów świata. Jeden z moich ulubionych. Po skończonym filmie wszystkie wyglądałyśmy jak po krojeniu cebuli. Zapłakane.
- Nie no, tak nie może być. - powiedziałam. - Dziewczyny. Musimy jakąś komedię teraz obejrzeć, bo inaczej będziemy ryczały all day all night. - zaśmiałam się przez łzy.
- Racja Soph. - powiedziała Perrie. - Chwila, zaraz coś znajdziemy. - mówiąc to wstała i podeszła do naszej kolekcji filmów.
- Może jaki film animowany. - powiedziała w końcu Eleanor pociągając nosem. - Przykładowo Shrek. Co wy na to dziewczyny? - uśmiechnęła się.
- Bardzo dobry pomysł. - zaśmiała się Maryśka.
- Zgadzam się. - dodała Dani.
- Ja również. - powiedziałam.
- Ok, w takim razie szukam. - zaśmiała się Perrie.
- Tam jest Shrek na 100% - powiedziała Maryśka.
- Mam, znalazłam. - Perrie wzięła płytę i włożyła ją do odtwarzacza. Po czym usiadła na swoim miejscu, a Maryśka nacisnęła na pilocie play.
Mimo że każda z nas oglądała ten film po raz setny, śmiałyśmy się jak małe dziewczynki, które widzą tą bajkę po raz pierwszy w życiu. Zdecydowanie bohaterowie tej bajki potrafią poprawić humor. Później jeszcze oglądnęłyśmy kilka odcinków Glee i około 2 nad ranem poszłyśmy spać. Kładąc się do łóżka spojrzałam na telefon, który cały czas był w pokoju. Dostałam sms'a od Harry'ego.
Od: Harry .xx
Dobranoc Skarbie. Słodkich snów. Kocham Cię .xx
I już tęsknię... ;(
I już tęsknię... ;(
Do: Harry .xx
Też tęsknię... ;( Dobranoc. Kocham Cię .xx
Zamknęłam oczy i zasnęłam. Przebudziłam się bardzo wcześnie, ze względu na całonocne koszmary. Nie mogłam już dłużej spać. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 7 rano. Masakra. Spałam niecałe pięć godzin i nie chce mi się już spać. Dziwne. Wstałam i poszłam do łazienki się odświeżyć. Przed 8 zeszłam na dół i zabrałam się za szykowanie śniadania. Nawet nie zauważyłam, jak do kuchni weszła Danielle.
- Nie możesz spać, co Soph? - powiedziała, a ja dopiero wtedy ją zauważyłam.
- No, jakoś nie mogę. - spuściłam głowę. - A Ty już wstałaś? - zapytałam podnosząc wzrok.
- Właściwie, to też od godziny już nie śpię. Przyznam się, że zastanawiałam się nad tym, o czym mi wczoraj powiedziałaś.
- I co wywnioskowałaś?
- Wydaje mi się, niestety, że jest coś na rzeczy.
- Też mi się tak wydaje.
- Tylko wiesz co jeszcze mi się wydaje? - zapytała Dani.
- Co?
- Wydaje mi się, że to wszystko, co może się stać jest wymuszone na nim, że on musi to robić. Ich menagment to przecież Modest, oni mają różne idiotyczne pomysły.
- Myślisz?
- Tak myślę. Więc jeżeli coś będzie, to starałabym się do tego podejść z dystansem, chociaż wiem, że nie będzie to łatwe, szczególnie, gdy dana sytuacja, dana sprawa dotyczy swojej osoby. No nie?
- Dokładnie. Masz rację.
- Zastanawiamy się, co zrobić na śniadanie. - odpowiedziała momentalnie Danielle z uśmiechem na twarzy, po czym spojrzała na mnie, a ja powiedziałam tylko nieme DZIĘKUJĘ, na co ona odpowiedziała NIE MA ZA CO.
- Mhm. - ziewnęła Maryśka. - I co wymyśliłyście?
- Zdecydowałyśmy, że zrobimy naleśniki z sosem czekoladowo-truskawkowym i bitą śmietaną. Pasuje? - zaśmiała się Danielle.
- Mniam. - powiedziała Maryśka. - Pomóc wam w czymś?
- Może lepiej nie, bo Ty jeszcze się nie obudziłaś. Idź do salonu, poleż sobie jeszcze. - powiedziałam.
- Dokładnie Mary, bo coś słabo wyglądasz. - dodała Dani.
- W zasadzie słabo się czuję, więc macie racje. Idę się jeszcze położyć.
Zaczęłyśmy przygotowywać przepyszne śniadanie. Przed 9 wszystko było gotowe, a do kuchni, zwabione wonią naleśników, przyszła także Perrie, a za nią Eleanor.
- Mmm... - zaczęła Perrie - Tak pachniało u góry, że stwierdziłam, iż muszę zejść na dół, bo mój brzuch zaczął domagać się śniadania.
- Tak samo mój. - zaśmiała się Eleanor.
- W takim razie siadajcie. - uśmiechnęłam się.
Dani rozlała napój do szklanek i podała każdej, po czym resztę napoju na dolewkę położyła w dzbanku na blacie. Ja ułożone na talerzach naleśniki ozdobiłam bitą śmietaną i polałam sosem, po czym podałam każdej talerz i sama usiadłam przy blacie ze swoją porcją. Po zjedzonym śniadaniu dalej siedziałyśmy i rozmawiałyśmy na różne tematy.
- Dobra. - zaczęła Perrie. - Z tego względu, że wy dwie, moje wspaniałe, napracowałyście się przy śniadaniu, to ja po nim posprzątam. - uśmiechnęła się.
- Ja Ci pomogę. - powiedziała chętnie Eleanor.
- Ja ewentualnie też. - zaśmiała się Maryśka.
- Spoko. Nam to pasuje, prawda Dani?
- Oczywiście. - zaśmiała się Danielle. - Skoro chcecie sprzątać, to ja się nie będę wtrącała.
- Dobrze. Idźcie sobie odpocząć, a my tutaj posprzątamy. - powiedziała Perrie.
Poszłyśmy do salonu, gdzie rozłożyłyśmy się na sofie i włączyłyśmy TV.
Dziewczyny zostały tylko do obiadu, później musiały jechać do siebie. Dani musiała iść na trening, Perrie miała jakiś wywiad, a Eleanor musiała wracać do Manchester'u, bo od jutra zaczynają się jej egzaminy półroczne. Nam w sumie też. Przez najbliższe trzy tygodnie będziemy miały po dwa egzaminy w tygodniu. W sumie tylko po to będziemy chodziły na uczelnię, na nic innego, bo przed świętami są już tylko egzaminy, a normalne zajęcia drugiego semestru zaczną się dopiero po 6-tym stycznia. Nie mam na nic siły, ale trzeba się zmobilizować i zacząć przygotowywać.
***
Tygodnie mijały jak szalone. Wszystko przez te egzaminy. Na szczęście zaliczałyśmy każdy w terminie zerowym bez poprawek. Jeszcze został nam tylko jeden egzamin z fortepianu, który właśnie dzisiaj się odbędzie. Musimy na niego znać wszystkie siedem utworów, których uczyliśmy się w tym semestrze, a na egzaminie wybiorą nam jeden do zagrania. Prawda jest taka, że jest mi obojętne, co dostanę. Wszystkie mi się podobały, wszystkie lubiłam tak samo. Pojechałyśmy na uczelnię. Mimo że jadąc tu nie byłyśmy wcale zestresowane, po wejściu można było odczuć ogromne napięcie, które spowodowało mimowolny stres. Patrząc na tych wszystkich przerażonych studentów ogarniała nas jeszcze większa panika.
- Zośka, ja nie dam rady. - powiedziała nagle Maryśka.
- Co Ty gadasz! - krzyknęłam. - Nawet tak nie mów. Pięć egzaminów masz już za sobą, a ten, jeden z najprostszych Cię stresuje? Maryśka, coś Ty!
- No wiem, ale zobacz na nich. Jacy zestresowani.
- Ale Ty nie jesteś żadną z nich. Ty jesteś Maryśka Olechowicz. Ty zawsze dajesz radę, bo jak nie Ty to kto? - zaśmiałam się, ten tekst zawsze nas podnosił na duchu.
- Masz rację. Jestem Maryśka Olechowicz i ja dam radę. - uśmiechnęła się. - Tak samo Ty, Zosiu Antynowicz dasz radę, bo kto jak nie Ty! - zaśmiała się.
- Dokładnie. Ja, Zośka Antynowicz również dam radę. Pokonam własny strach.
Złapałyśmy się za ręce i usiadłyśmy pod ścianą.
- Miss Antynowicz, please to the exam room. - powiedział egzaminator.
- No dajesz Zośka, dasz radę. - uśmiechnęła się Maryśka.
Weszłam na salę egzaminacyjną i zajęłam miejsce przy fortepianie. Ustawiłam sobie krzesełko, bo ono jest najważniejsze i następnie czekałam na nazwę wylosowanego dla mnie utworu.
- Miss Antynowicz, for you to play Etiuda es-moll. Are you ready?
- Yes. - powiedziałam i odetchnęłam z ulgą. Chyba lepiej nie mogłam trafić.
Zaczęłam grać i po około pięciu minutach skończyłam utwór. Wstałam i stanęłam przed komisją egzaminacyjną, która coś sprawnie zapisywała w moim indeksie.
- Miss Antynowicz, congratulations, you got an A.
- Thank you so much. - odpowiedziałam i wzięłam swój indeks i z radością wyszłam z sali, przed którą stała Maryśka.
- I jak? - zapytała.
- Dostałam szósteczkę. - zaśmiałam się.
- Super. - uśmiechnęła się. - A co grałaś?
- Etiudę es-moll.
- Mhm. Mam nadzieję, że ja jej nie dostanę. Ja chcę Etiudę As-dur.
- No to może ją dostaniesz.
Około pół godziny później wyszedł po raz wtóry egzaminator i powiedział:
- Miss Olechowicz, please to the exam room.
- Życz mi szczęścia. - powiedziała Maryśka.
- Szczęścia kochanie. Dasz radę.
Jeszcze tylko spojrzała na mnie i zacisnęła kciuki. Zrobiłam to samo. Gdy drzwi sali się zamknęły zaczęłam się modlić, żeby jej wyszło. Siedziałam z zamkniętymi oczyma, nie zważając na to co dzieje się wokoło.
- Soph. - powiedział znajomy głos. Otworzyłam oczy. Przede mną stała Alice.
- Hej Alice. Już po egzaminie?
- Tak. Przecież jestem na literkę C.
- A no, faktycznie. - uśmiechnęłam się.
- A Ty?
- No ja też, bo ja przecież na A jestem. - zaśmiałam się.
- A Mary?
- Właśnie teraz jest na sali. Zaraz powinna skończyć.
- To może poczekam z Tobą, bo tak sama tutaj siedzisz.
- Spoko, spoko. Możesz ze mną czekać, jeżeli chcesz. - uśmiechnęłam się.
Usiadła koło mnie i rozmawiałyśmy ze sobą do momentu, gdy z sali egzaminacyjnej wyszła Maryśka. Nie miała zbyt szczęśliwej miny. Czy to znaczy, że nie zaliczyła? Przecież to nie możliwe. Jestem pewna, że aktorzy.
- I jak Mary? - zapytała Alice.
- Hmm. Do kitu. - wydukała.
- Nie zdałaś? - zdziwiła się Alice. - Jak to?
- No normalnie.
Nic nie mówiąc wstałam i wyciągnęłam z jej dłoni indeks.
- Ej no Zoś! - krzyknęła Maryśka.
- No co? Nie wierzę w to co gadasz, więc muszę sprawdzić. - wytknęłam jej język.
Znalazłam stronę i przeczytałam. Dostała szóstkę, jak ja, ale aktorzyła, że niby nie.
- Kłamczucha. - zaśmiałam się.
- No co?! Nie można potrzymać kogoś w napięciu? - wytknęła mi język.
- Jak widzisz, mnie nie oszukasz. - uśmiechnęłam się.
- A mnie wkręciła. Kurde no. - zaśmiała się Alice. - Dobra dziewczyny, ja muszę uciekać, bo wyjeżdżam dziś z rodzicami do dziadków na święta.
- Łeee. - powiedziałam - Myślałam, że gdzieś pójdziesz z nami, a Ty nie możesz. No dobra. W takim razie wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku.
- Wzajemnie dziewczyny.
Przytuliłyśmy się i pożegnałyśmy z Alice, a same poszłyśmy najpierw do domu się przebrać, a następnie pojechałyśmy na zakupy, bo przecież trzeba było kupić jakieś prezenty dla wszystkich. Po zakupach, około godziny 6pm wróciłyśmy do domu. Udało się nam kupić prezent każdemu. Zmęczona poszłam się odświeżyć do pokoju. Przed 7pm poszłam na chwilę do Marysi. Nie pukając weszłam do środka. Siedziała przed laptopem z przerażoną miną.
- Co jest Maryś? - zapytałam.
- Nie nic.
- Jak nic, skoro widzę, że coś się stało.
Podeszłam do niej i nachyliłam się przed laptopem. Widziałam jak Marysia próbuje zamknąć tą stronę, ale niestety jej się nie udało, nie zdążyła.
- CO?! - oniemiałam.
- Właśnie sama się zastanawiam o co chodzi... - powiedziała ze smutkiem Maryśka.
- Przecież.. Ale, że jak przestał być singlem? To on nie powiedział wtedy w radiu o nas?!
- Na to wygląda.
- Nie no, nie wierzę. - powiedziałam - W czym ona jest lepsza ode mnie? Co ma Swift, czego ja nie mam?
- Zoś..Ty jesteś idealna, ona nie. Może to tylko fotomontaż. Nie wiesz.
- Fotomontaż? Proszę Cię. Popatrz na zakładkę u góry. Harry Styles and Taylor Swift in the Park. Kliknij na to.
Jak prosiłam, tak zrobiła. Otworzyły nam się kolejne zdjęcia. Nawet z Lux i Lou.
- I Ty mówisz mi, że to fotomontaż? Proszę Cię. Nie wierzę w to! Kiedy oni wracają?
- W niedzielę, czyli za trzy dni.
- Właśnie. Dobrze się składa. Pojadę jutro do Holmes Chapel dam im prezenty na święta. Jedziesz ze mną?
- Jasne. Pojadę.
- Dobra, a teraz idę spać. To mi na pewno poprawi samopoczucie.
Poszłam do pokoju i padłam na łóżko. Nie chciałam o tym myśleć. Wolałam zapomnieć. Zamknęłam oczy i zasnęłam. Nazajutrz rano wstałam i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam gorącą kąpiel. Później ubrałam się, zeszłam na dół i zjadałam śniadanie. Wróciłam na górę, zapakowałam prezenty dla Anne, Gemmy i Joe'go. Wyszłam znowu z pokoju i zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie już Maryśka. Zamknęłyśmy dom i pojechałyśmy do Holmes Chapel. Na miejscu czekały już na nas dziewczyny. Przywitałam się z nimi i weszłam z nimi do domu. Wręczyłam im prezenty świąteczne, a Anne zapytała się:
- Dlaczego tak wcześnie? Przecież mieliście przyjechać po wigilii.
- Tak, ale coś się stało.
- Co takiego?
Spojrzałam na Maryśkę, potem na Gemmę, która wyglądała jakby już o wszystkim wiedziała.
- Może usiądziemy. - zaproponowałam.
- Tak będzie lepiej. - powiedziała Gemma.
- Gemma masz może laptopa przy sobie? - zapytałam.
- Tak już przynoszę.
Szybko wróciła z laptopem.
- Tak właściwie. - zaczęła Gemma. - Miałam mamie to pokazać wczoraj.
- Ty wiesz o co chodzi? - zapytała zdziwiona Anne.
- Tak.
- To może Gemma, otwórz tą stronę i pokaż, bo ja wolę o tym nie mówić.
- Jasne. - mówiąc to otworzyła stronę.
Gdy Anne zobaczyła zdjęcia jej syna z Taylor, trzymających się za ręce i udających szczęśliwą parę, zamurowało ją. Spojrzała na mnie i powiedziała:
- Dlatego nie chcesz przyjechać w pierwszy dzień świąt.. całkowicie Cię rozumiem. Nie rozumiem jednak zachowania mojego syna. Przepraszam Cię najmocniej skarbie za niego. Wiedz, że dla mnie Ty jesteś i będziesz jego dziewczyną, no i później moją synową. - zaśmiała się lekko.
- Wiem Anne. Jednak sama widzisz, co się stało. Poza tym, tytuł jednego z nagłówków Harry Styles is not SINGLE any more. Przecież on nie był singlem, czyli wychodzi na to, że nie powiedział o nas, dwa miesiące temu w radiu.
- No na to wychodzi. Dziwne. Jeszcze przed wyjazdem zapewniał mnie, że kocha tylko Ciebie, a tu proszę. Boże, co z tym chłopakiem się stało. Co ten świat z nim zrobił. Nie tak go wychowałam.
- Z pewnością.
- Soph. - zaczęła Gemma - Mam nadzieję, że nie zerwiesz z nami kontaktu.
- Coś Ty! Nigdy. Kocham Was jak własną rodzinę i nigdy nie przestanę.
- To dobrze. Ale nie podejmuj też pochopnych wniosków jeżeli chodzi o te wszystkie artykuły. Nie jestem w 100% pewna, czy Harry mógłby tak postąpić. Zrobisz to dla mnie?
- Postaram się Gemma, jednak to nie będzie łatwe.
- Nie dziwię się.
Po obiedzie ruszyłyśmy w drogę powrotną do Londynu. Pogoda była paskudna, padał śnieg, co na Londyn było fenomenem. Gdy wróciłyśmy do domu było już późno, bo nie jechałam zbyt szybko, bo nie miałam zimowych opon, muszę je jutro zmienić. Nie chciałam o niczym z nikim rozmawiać. Poszłam więc do pokoju i zajrzałam na telefon. Trzy sms'y nieodebrane, na które od razu odpowiadałam.
- Yes. - powiedziałam i odetchnęłam z ulgą. Chyba lepiej nie mogłam trafić.
Zaczęłam grać i po około pięciu minutach skończyłam utwór. Wstałam i stanęłam przed komisją egzaminacyjną, która coś sprawnie zapisywała w moim indeksie.
- Miss Antynowicz, congratulations, you got an A.
- Thank you so much. - odpowiedziałam i wzięłam swój indeks i z radością wyszłam z sali, przed którą stała Maryśka.
- I jak? - zapytała.
- Dostałam szósteczkę. - zaśmiałam się.
- Super. - uśmiechnęła się. - A co grałaś?
- Etiudę es-moll.
- Mhm. Mam nadzieję, że ja jej nie dostanę. Ja chcę Etiudę As-dur.
- No to może ją dostaniesz.
Około pół godziny później wyszedł po raz wtóry egzaminator i powiedział:
- Miss Olechowicz, please to the exam room.
- Życz mi szczęścia. - powiedziała Maryśka.
- Szczęścia kochanie. Dasz radę.
Jeszcze tylko spojrzała na mnie i zacisnęła kciuki. Zrobiłam to samo. Gdy drzwi sali się zamknęły zaczęłam się modlić, żeby jej wyszło. Siedziałam z zamkniętymi oczyma, nie zważając na to co dzieje się wokoło.
- Soph. - powiedział znajomy głos. Otworzyłam oczy. Przede mną stała Alice.
- Hej Alice. Już po egzaminie?
- Tak. Przecież jestem na literkę C.
- A no, faktycznie. - uśmiechnęłam się.
- A Ty?
- No ja też, bo ja przecież na A jestem. - zaśmiałam się.
- A Mary?
- Właśnie teraz jest na sali. Zaraz powinna skończyć.
- To może poczekam z Tobą, bo tak sama tutaj siedzisz.
- Spoko, spoko. Możesz ze mną czekać, jeżeli chcesz. - uśmiechnęłam się.
Usiadła koło mnie i rozmawiałyśmy ze sobą do momentu, gdy z sali egzaminacyjnej wyszła Maryśka. Nie miała zbyt szczęśliwej miny. Czy to znaczy, że nie zaliczyła? Przecież to nie możliwe. Jestem pewna, że aktorzy.
- I jak Mary? - zapytała Alice.
- Hmm. Do kitu. - wydukała.
- Nie zdałaś? - zdziwiła się Alice. - Jak to?
- No normalnie.
Nic nie mówiąc wstałam i wyciągnęłam z jej dłoni indeks.
- Ej no Zoś! - krzyknęła Maryśka.
- No co? Nie wierzę w to co gadasz, więc muszę sprawdzić. - wytknęłam jej język.
Znalazłam stronę i przeczytałam. Dostała szóstkę, jak ja, ale aktorzyła, że niby nie.
- Kłamczucha. - zaśmiałam się.
- No co?! Nie można potrzymać kogoś w napięciu? - wytknęła mi język.
- Jak widzisz, mnie nie oszukasz. - uśmiechnęłam się.
- A mnie wkręciła. Kurde no. - zaśmiała się Alice. - Dobra dziewczyny, ja muszę uciekać, bo wyjeżdżam dziś z rodzicami do dziadków na święta.
- Łeee. - powiedziałam - Myślałam, że gdzieś pójdziesz z nami, a Ty nie możesz. No dobra. W takim razie wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku.
- Wzajemnie dziewczyny.
Przytuliłyśmy się i pożegnałyśmy z Alice, a same poszłyśmy najpierw do domu się przebrać, a następnie pojechałyśmy na zakupy, bo przecież trzeba było kupić jakieś prezenty dla wszystkich. Po zakupach, około godziny 6pm wróciłyśmy do domu. Udało się nam kupić prezent każdemu. Zmęczona poszłam się odświeżyć do pokoju. Przed 7pm poszłam na chwilę do Marysi. Nie pukając weszłam do środka. Siedziała przed laptopem z przerażoną miną.
- Co jest Maryś? - zapytałam.
- Nie nic.
- Jak nic, skoro widzę, że coś się stało.
Podeszłam do niej i nachyliłam się przed laptopem. Widziałam jak Marysia próbuje zamknąć tą stronę, ale niestety jej się nie udało, nie zdążyła.
- CO?! - oniemiałam.
- Właśnie sama się zastanawiam o co chodzi... - powiedziała ze smutkiem Maryśka.
- Przecież.. Ale, że jak przestał być singlem? To on nie powiedział wtedy w radiu o nas?!
- Na to wygląda.
- Nie no, nie wierzę. - powiedziałam - W czym ona jest lepsza ode mnie? Co ma Swift, czego ja nie mam?
- Zoś..Ty jesteś idealna, ona nie. Może to tylko fotomontaż. Nie wiesz.
- Fotomontaż? Proszę Cię. Popatrz na zakładkę u góry. Harry Styles and Taylor Swift in the Park. Kliknij na to.
Jak prosiłam, tak zrobiła. Otworzyły nam się kolejne zdjęcia. Nawet z Lux i Lou.
- I Ty mówisz mi, że to fotomontaż? Proszę Cię. Nie wierzę w to! Kiedy oni wracają?
- W niedzielę, czyli za trzy dni.
- Właśnie. Dobrze się składa. Pojadę jutro do Holmes Chapel dam im prezenty na święta. Jedziesz ze mną?
- Jasne. Pojadę.
- Dobra, a teraz idę spać. To mi na pewno poprawi samopoczucie.
Poszłam do pokoju i padłam na łóżko. Nie chciałam o tym myśleć. Wolałam zapomnieć. Zamknęłam oczy i zasnęłam. Nazajutrz rano wstałam i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam gorącą kąpiel. Później ubrałam się, zeszłam na dół i zjadałam śniadanie. Wróciłam na górę, zapakowałam prezenty dla Anne, Gemmy i Joe'go. Wyszłam znowu z pokoju i zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie już Maryśka. Zamknęłyśmy dom i pojechałyśmy do Holmes Chapel. Na miejscu czekały już na nas dziewczyny. Przywitałam się z nimi i weszłam z nimi do domu. Wręczyłam im prezenty świąteczne, a Anne zapytała się:
- Dlaczego tak wcześnie? Przecież mieliście przyjechać po wigilii.
- Tak, ale coś się stało.
- Co takiego?
Spojrzałam na Maryśkę, potem na Gemmę, która wyglądała jakby już o wszystkim wiedziała.
- Może usiądziemy. - zaproponowałam.
- Tak będzie lepiej. - powiedziała Gemma.
- Gemma masz może laptopa przy sobie? - zapytałam.
- Tak już przynoszę.
Szybko wróciła z laptopem.
- Tak właściwie. - zaczęła Gemma. - Miałam mamie to pokazać wczoraj.
- Ty wiesz o co chodzi? - zapytała zdziwiona Anne.
- Tak.
- To może Gemma, otwórz tą stronę i pokaż, bo ja wolę o tym nie mówić.
- Jasne. - mówiąc to otworzyła stronę.
Gdy Anne zobaczyła zdjęcia jej syna z Taylor, trzymających się za ręce i udających szczęśliwą parę, zamurowało ją. Spojrzała na mnie i powiedziała:
- Dlatego nie chcesz przyjechać w pierwszy dzień świąt.. całkowicie Cię rozumiem. Nie rozumiem jednak zachowania mojego syna. Przepraszam Cię najmocniej skarbie za niego. Wiedz, że dla mnie Ty jesteś i będziesz jego dziewczyną, no i później moją synową. - zaśmiała się lekko.
- Wiem Anne. Jednak sama widzisz, co się stało. Poza tym, tytuł jednego z nagłówków Harry Styles is not SINGLE any more. Przecież on nie był singlem, czyli wychodzi na to, że nie powiedział o nas, dwa miesiące temu w radiu.
- No na to wychodzi. Dziwne. Jeszcze przed wyjazdem zapewniał mnie, że kocha tylko Ciebie, a tu proszę. Boże, co z tym chłopakiem się stało. Co ten świat z nim zrobił. Nie tak go wychowałam.
- Z pewnością.
- Soph. - zaczęła Gemma - Mam nadzieję, że nie zerwiesz z nami kontaktu.
- Coś Ty! Nigdy. Kocham Was jak własną rodzinę i nigdy nie przestanę.
- To dobrze. Ale nie podejmuj też pochopnych wniosków jeżeli chodzi o te wszystkie artykuły. Nie jestem w 100% pewna, czy Harry mógłby tak postąpić. Zrobisz to dla mnie?
- Postaram się Gemma, jednak to nie będzie łatwe.
- Nie dziwię się.
Po obiedzie ruszyłyśmy w drogę powrotną do Londynu. Pogoda była paskudna, padał śnieg, co na Londyn było fenomenem. Gdy wróciłyśmy do domu było już późno, bo nie jechałam zbyt szybko, bo nie miałam zimowych opon, muszę je jutro zmienić. Nie chciałam o niczym z nikim rozmawiać. Poszłam więc do pokoju i zajrzałam na telefon. Trzy sms'y nieodebrane, na które od razu odpowiadałam.
Od: Dani .x
Kochanie, spotkajmy się. Wiem, że teraz źle się z tym czujesz.
Jestem w szoku. Kocham. Xx
Do: Dani .x
Ja też jestem w szoku. Możemy się spotkać jutro. Kocham .xx
Od: Pezz .x
Boże, Sophie, o co z tym chodzi? Jak to? XX
Do: Pezz .x
Sama nie wiem... <bezradny> .xx
Od: El .x
Jak tylko to zobaczyłam od razu zadzwoniłam do Lou.
Jednak on powiedział, że teraz nie może rozmawiać..
Współczuję Ci kochanie. XXx
Jednak on powiedział, że teraz nie może rozmawiać..
Współczuję Ci kochanie. XXx
Do: El .x
Też chcę znać prawdę. Niepokoi mnie to bardzo.
Dzięki za współczucie .xx
Miło, że się o mnie martwią. Jednak moja bezradność w tym przypadku sięgnęła już zenitu. Nie wiem dlaczego to zrobił, po co, czy ktoś go tego zmusił, czy było to z własnej nieprzymuszonej woli. Nie wiem. Mam jednak nadzieję, że się dowiem.
***
Dani przed momentem napisała mi, że chłopcy właśnie wrócili, bo dostała sms'a od Liam'a. Napisała też, że Niall i Harry mają zamiar zaraz do nas przyjechać. I co ja teraz zrobię?! Cholera. Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi zatrzęsłam się cała. Słyszałam siedząc w salonie, jak Marysia schodzi po schodach i podchodzi do drzwi, by je otworzyć.
- Cześć kochanie! - słychać było słowa Niall'a.
- Cześć Mary. - usłyszałam w końcu głos Harry'ego.
Maryśka jednak nie odpowiedziała. Była na niego wściekła.
- Wchodźcie. - powiedziała krótko.
Gdy tylko zamknęła drzwi Harry powiedział:
- Gdzie Sophie?
- A czego chcesz od niej? - zapytała oschle Maryśka.
- Chcę porozmawiać. Nie rozumiesz?
- Myślisz, że ona chce Cię widzieć po tym co jej zrobiłeś?
- Pewnie nie. - powiedział.
Czułam jak do moich oczu zaczęły napływać łzy. Wstałam jednak i spojrzałam w ich stronę. Harry spojrzał na mnie i podszedł szybkim krokiem. Za nim podbiegła Marysia z Niall'em.
- Sophie.
Nic nie powiedziałam. Patrzyłam na niego jedynie zeszklonymi oczami, a co jakiś czas spływała po moim policzku łza.
- Ja nie mogłem inaczej. - powiedział patrząc mi głęboko w oczy. - Do niczego nie doszło, to tylko głupie trzymanie się za ręce. Nic więcej.
- Serio? - parsknęłam śmiechem. - A od jakiego czasu nie jesteś singlem? Od momentu jak zacząłeś ze mną chodzić, czy z Tay?
- Sophie. Oczywiście, że z Tobą.
- To czemu do jasnej cholery nie powiedziałeś o tym wtedy w radiu, jak zamierzałeś? Ja głupia nie zorientowałam się, że tego nie zrobiłeś, mimo że nie trzymałeś mnie za rękę jak byliśmy na spacerze, czy jak szliśmy do klubu. Jaka ja jestem głupia. Masakra. Tyle udawania. Po co?
- Musiałem. Przepraszam.
- Musiałeś? Kto mógłby Cię do tego zmusić. Może musiałeś też udawać to, że mnie kochasz, co?
- Tego nigdy nie udawałem.
- Dobra Harry, nie tłumacz już się. Wyjdź stąd. Ja muszę sobie to poukładać. Tyle kłamstw.. W co ja się wpakowałam. Po jaką cholerę mnie rozkochałeś w sobie? Tylko to potrafisz. Rozkochać i zostawić. Zejdź mi z oczu. Z nami koniec.
- Ale, Sophie..
- Słyszałeś co powiedziała. - odparła Maryśka. - Znikaj stąd. Proszę Cię Harry, jeżeli ją kochasz, to nie pogarszaj sytuacji.
- Mary o co chodzi? - zapytał skołowany Niall.
- To Ty nic nie wiesz? - zapytała zdziwiona.
Spojrzałam jak Maryśka stoi z nimi obok drzwi wyjściowych.
- No nie, nie mam pojęcia o co chodzi. Mógłby mi ktoś to wytłumaczyć - mówił dalej Niall.
- Niech Ci Harry wytłumaczy. A teraz Niall, Ty też wyjdź z nim. Ja muszę pobyć teraz z Sophie. Proszę Cię Niall, kocham Cię, ale dziś nie spędzimy ze sobą czasu. Wybacz. - kończąc wypowiedź pocałowała czule blondyna i otworzyła im drzwi.
- Pa. - powiedzieli niechętnie.
- No pa, pa. - odpowiedziała Maryśka i zamknęła drzwi.
Zdziwiło mnie to, że Niall kompletnie nie wiedział o co chodzi. Czyżby o tym nie wiedział nikt prócz Harry'ego i menagmentu? Marysia podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem. Tak spędziłyśmy resztę dnia. Gdy weszłam do pokoju i wzięłam swój telefon na ekranie widniało mnóstwo nieodebranych połączeń od Harry .xx Nie chciałam z nim rozmawiać, dlatego położyłam się spać.
***
Dziś Sylwester, przychodzi do nas na pewno Niall, a także Dani i Liam oraz Lou i Eleanor. Harry też miał przyjść, ale nie wiem co się stało. Przez święta przemyślałam wszystko i przeanalizowałam każdy szczegół. Ostatecznie stwierdziłam, że może poniosło mnie i prawda jest taka, że nic takiego strasznego nie zrobił. Jednak jeszcze mu tego nie powiedziałam, miałam zamiar powiedzieć mu wraz z wybiciem północy i rozpoczęciem się Nowego Roku, ale chyba będę musiała to zrobić telefonicznie, skoro go nie będzie. Prawda jest taka, że nikt nie wie, gdzie on jedzie i co tam będzie robił.
Przed 6pm zaczęli się schodzić. Impreza jest bardzo kameralna. Jak już wspomniałam tylko ja, Marysia, Dani, Eleanor, Niall, Liam i Lou. Cóż. Włączyłyśmy muzykę, rozłożyłyśmy przekąski i jedzenie i zaczęliśmy świętować.
- Kochanie i jak z Harry'm? - zapytała Dani.
- Prawda jest taka, że miał tu być dziś, ale napisał tylko, że nie może, a miałam mu powiedzieć, że w sumie zbyt emocjonalnie podeszłam do sprawy i chyba ją zbytnio wyolbrzymiłam i tam jakieś trzymanie się za ręce nie jest od razu zdradą.
- No tak, racja. Powiem Ci, że chłopaki kompletnie nie mieli o tym pojęcia. Jak zapytałam się Liam'a o co chodzi to musiałam mu pokazać zdjęcia, na które patrzył z niedowierzaniem i sam zastanawiał się, czy to nie fotomontaż.
- Coś Ty? W sumie Niall jak przyszedł tutaj wtedy z Harry'm też był tym wszystkim, że tak powiem zaskoczony, po prostu kompletnie nie wiedział o co chodzi.
- Może to wina Modest. Mówię Ci, oni za tym muszą stać.
- Pewnie masz rację.
Wróciłyśmy do zabawy. Lou zaprosił mnie do tańca.
- I co postanowiłaś w sprawie z Harry'm?
- Myślę, że mu wybaczę, bo chyba zbyt pochopnie postąpiłam. Wiesz emocje wzięły górę. Przecież trzymanie za rękę to nie zdrada.
- No dokładnie. Super. Cieszę się, że tak postanowiłaś. Prawda jest taka, że my kompletnie sami nie wiemy o co chodzi. El nie chciała mi wierzyć, że o niczym nie wiedziałem.
- Proszę Cię, też bym nie wierzyła. Jesteście w jednym zespole, poza tym jesteście przyjaciółmi i nic nie wiecie.
- Widocznie nie mieliśmy o tym wiedzieć. Ta sprawa jest podejrzana.
- Na to wygląda. - zaśmiałam się.
Zabawa była bardzo udana. Graliśmy trochę w twister'a, trochę w nogę na playstation, oglądnęliśmy jakiś film. Gdy wybiła północ zaczęliśmy składać sobie życzenia. Chciałam zadzwonić do Harry'ego, ale nie mogłam się z nim połączyć. Po kilku próbach zrezygnowałam i wróciłam do zabawy.
~Harry~
Zrobiłem największy błąd w moim życiu. Teraz to wiem. Jestem pewny, że ten pocałunek został nagrany, albo sfotografowany. Tak przecież miało być. Tak zarządził Modest. Ja miałem być tylko wykonawcą ich żądań. Byłem marionetką, z którą robili co chcieli, bo nie potrafiłem się sprzeciwić. Mówili zawsze: To dla dobra zespołu. Straciłem wszystko co mogłem mieć, teraz chyba już na zawsze. Jak Sophie zobaczy to zdjęcie, to już będzie ostateczny koniec. Tuż po pocałunku z Taylor zadzwonił do mnie Lou, także wiem, co zaprzepaściłem.
- Siema stary! Gdzie Ty jesteś w ten Nowy Rok? Przecież miałeś być tu z nami w Londynie. Mam dla Ciebie chyba dobrą wiadomość bro. - powiedział Lou.
- Jestem w Ameryce.
- A co Ty tam robisz? Sam się bawisz?
- Właściwie to nie sam. Lou Lou, co to za dobra wiadomość? - zapytałem.
- Sophie stwierdziła, że chyba zbyt pochopnie postąpiła, wiesz emocje wzięły górę, a przecież trzymanie za rękę to nie zdrada, dlatego ma zamiar do Ciebie zadzwonić i powiedzieć Ci o tym, że między Wami będzie znowu wszystko ok.
Zatkało mnie. Mógłbym być znowu szczęśliwy, ale nie, musiałem się pocałować ze Swift. Moje życie jest do dupy. Czemu ja słuchałem Modest? No tak przecież to wszystko dla dobra zespołu. Pamiętam.
- Jesteś tam Curly? - zapytał Lou.
- Jestem, jestem. Sorry, ale zdziwiłeś mnie tą informacją.
- Mam nadzieję, że oczywiście zdziwiłem Cię pozytywnie.
- No jasne. Dzięki. Szczęśliwego Nowego Roku!
- Pewnie, że Szczęśliwego!! Dobra ja kończę, bo muszę do mamy zadzwonić. Buziaki Curly! Wracaj!
- Pa. Pozdrów mamę.
- Spoko. Pa.
Teraz już wiedziałem, że wszystko skończone. Już na pewno mi nie uwierzy, że to wszystko jet ustawione, że Modest mnie do tego zmusił. To już koniec mnie i Sophie... koniec nas. Jedyne co mi może pomóc to, to że Paul by się do tego przyznał, ale w to wątpię. Usiadłem na łóżku w pokoju hotelowym i myślałem co teraz będzie. Co ja teraz zrobię? Jak ja jej spojrzę w oczy. Przecież ona mi nie uwierzy. Nie dziwię się jej wcale.
Wyłączony telefon włączyłem na nowo. Mnóstwo wiadomości, a także te upragnione nieodebrane połączenia od Sophie .xx
***
Zdjęcie z pocałunku ze Swift w błyskawicznym tempie obiegło świat. I zapoczątkowało przeogromną wrzawę nie tylko wśród fanów, ale i przyjaciół. Sophie się do mnie już nie odezwała co świadczyło o tym, że widziała filmiki i zdjęcia. Chłopcy pisali do mnie sms'y typu: O co z tym chodzi do cholery? czy Wytłumacz się Styles, co Ty najlepszego robisz?. Nie wiedziałem, co mam im odpisać. Dopóki fanki nie zaczęły grozić śmiercią Swift menagment nie reagował, jednak wszystko zmieniło się, gdy ten udawany związek był najgłupszym ich pomysłem, bo fanki zaczęły nie tylko hejtować Swift, ale i odchodzić z fandomu Directioners.
- Harry. - zaczął Paul - Dziś zerwiesz ze Swift. To nie ma sensu.
- Naprawdę?! Dopiero teraz to widzisz?! Zrujnowałeś mój prawdziwy związek! Nie dałeś mi możliwości, nawet zakazałeś mówić mi o Sophie wtedy w radiu, bo to niby miało być dla dobra zespołu. Wszystko co miałem robić, według Ciebie było dla dobra zespołu, ale tym razem ten pomysł, nie poprawił niczego. Sam widzisz, co się dzieje.
- Nie krzycz Harry, tylko rób co Ci karzę. Mi też to narzucili. Całkiem inaczej bym was prowadził gdyby ni Modest. Zrozum, że nie mogę inaczej. A teraz weź idź i zerwij ze Swift.
- To zrobię, bo i tak ten nasz związek był udawany.
Byłem ze Swift niby na wakacjach. Poszedłem więc z nią w miejsce, gdzie wiedziałem, że będą fotoreporterzy nasłani przez Modest. Siedzieliśmy tam przez chwilę w milczeniu. W końcu Swift zaczęła:
- Harry powiesz mi w końcu gdzie byłeś wczoraj wieczorem?
- Niby po co mam ci się tłumaczyć?
- Jesteś moim chłopakiem i chcę wiedzieć, co i gdzie robiłeś.
- Nie będziesz mnie kontrolować Taylor! Trochę zaufania.
- Ale jak ja mam ci ufać skoro ty się obściskujesz z każdą dziewczyną, tak jak wtedy niby z tą swoją przyjaciółką.
- I co ci to przeszkadza? Czy ja cię zdradziłem tym przytulaniem?
- Po prostu jestem zazdrosna, czy to takie trudne do zrozumienia?
- Proszę cię, to już nie mogę się przytulić z przyjaciółką?
- No nie.
- Nie będziesz mi rozkazywała. Non stop mnie kontrolujesz jak jakiegoś dzieciaka, który nie wie, co ma robić. Zastanów się nad tym co robisz.
- Będę robiła co chcę!
- Tak?!
- Tak.
- W takim razie ja też. Z nami koniec Swift!
- Koniec?
- Tak.
- W takim razie koniec. Żegnam. - mówiąc to poszła do pokoju.
Poszedłem tam za nią. Była już spakowana. Jechała na najbliższy samolot. Nie miałem nawet ochoty jej zatrzymywać. Przez nią moje życie było całkowicie rozwalone. Nie miałem nic. Miłość mojego życia, Sophie, nie uwierzy w nic co bym jej powiedział. Straciłem chęci do życia.
Z samego rana wróciłem do Londynu. Poszedłem do swojego mieszkania i nie chciałem widzieć nikogo innego. Wolałem zostać sam. Zamknąłem mieszkanie, z barku wyjąłem butelkę wódki i zapijałem smutki. W końcu zalany w trupa padłem na sofę i zasnąłem.
____________________________________________________________________
Czytasz - komentuj!
Jest dłuższy niż poprzedni! Tak jak mówiłam. Mam nadzieję, że się spodoba. Liczę na Wasze komentarze. Pozdrawiam .xx
Zabić to chyba za mało :P
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Wszystko ten modest ....
OdpowiedzUsuńAle wiadomo ze dobrze się zakończy po prostu Zoś potrzebuje czasu na to wszystko . Mam nadzieje taką że Harry to wytrzyma w końcu to nie jego wina. Na pewno chłopaki mu pomogą przetrwać te złe chwile a Maryś będzie uświadamiała Zoś że związek z Tay był zmyślony :)
Rozdział świetny jak zawsze :)
Jestem szybciej niż Skrzypkowa :P xx
Haha :D Popieram Martę! I nie Skrzypkowa moja kochana a Smyczkova :D A rozdział świetny i naprawdę wzbudza emocje... Harry weź leć do Zosi, prędko!! No i oni MUSZĄ być razem, no! (na pewno się pogodzą :) ) Czekam na newsy :*
OdpowiedzUsuńI zdążyłam przed północą <3