sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 11. To raczej ja powinienem Cię o to zapytać.

Wstałam bardzo wcześnie. Na zegarku dochodziła godzina 9. Mimo że z imprezy wróciłam po 3, a poszłam spać około 4, nie jestem zmęczona. Zeszłam na dół, zrobiłam sobie śniadanie, które dosyć sprawnie zjadłam. Maryśka widocznie jeszcze śpi, a może nie wróciła na noc. Nie wiem, nic nie słyszałam. Poszłam do przedsionka. Stały w nim buty Mańki, więc wróciła. Z resztą, nie ważne. Boję się jej pokazać. Pewnie jest na mnie wściekła za wczoraj. W sumie bym się nie zdziwiła. A jak się czuje Harry.. Przesadziłam, wiem. Przez to wszystko mam, krótko mówiąc, zjebany humor. To jakże proste słowo, (którego nie wypada używać w towarzystwie żeby nie wyjść na gbura czy niewyedukowaną osobę, której jedyny zasób słownictwa to wyrazy wulgarne), idealnie obrazuje moje dzisiejsze samopoczucie. Mam dosłownie kaca, nie takiego typowego, po zbyt dużej ilości alkoholu, mam kaca moralnego. Źle się czuję z tym, że tak naskoczyłam na Maryśkę. W końcu nic złego nie zrobiła. Chciała żebym w końcu zaakceptowała Styles'a, ale moje EGO powiedziało NIC Z TEGO. Lol, nawet nie czuję jak rymuję. Nie chciałam go zaakceptować, bo się boję. Boję się, że to właśnie chłopak, w którym się zakocham. Maryśka jak zawsze ma rację. Muszę ją przeprosić. Głupia ja. Wychodzi na to, że najpierw działam, a potem myślę. Chociaż nie zawsze. Tak mam jedynie, gdy chodzi o mnie. W innych przypadkach staram się najpierw myśleć. Jestem niedowartościowana i sama próbuję sobie to zrekompensować. Ale nie powinnam się teraz tłumaczyć. Zrobiłam źle. Wiem to. Swoją chamską postawą sprawiłam przykrość Maryśce, ale przede wszystkim Harry'emu, który starał się nawiązać ze mną kontakt. Czemu ja taka jestem?! Czemu nie mogę być inna, lepsza, milsza, rozsądniejsza?! Aż głupio wymieniać cechy, które nigdy mnie nie dotyczyły. O mnie zawsze mówili: "To ta wredna Antynowicz. Z nią nie wolno rozmawiać, a kolegować się tym bardziej, bo będziesz zły/zła jak ona. Poza tym, ona może Ci krzywdę zrobić. To nieobliczalne dziecko." Jestem jaka jestem i nic tego nie zmieni. Nigdy człowiekowi nie zrobiłam krzywdy, nie potrafiłabym. Weszłam znowu do kuchni i zaczęłam przygotowywać śniadanie na przeprosiny dla Maryśki. Usmażyłam naleśniki, które polałam sosem czekoladowym i musem truskawkowym. Ozdobiłam jeszcze talerz truskawkami, na które nałożyłam odrobinę nutelli. Zaparzyłam gorącą herbatę z cytryną. Wszystko ułożyłam na tacy. Dołączyłam do tego jeszcze krótki liścik o następującej treści:

Marysiu!
Przepraszam Cię za wczorajsze zachowanie. Wiem, że chciałaś dobrze, a ja zachowałam się jak pusta lala z wielkim ego. 
Całuję, Zoś  <3
P.S. Idę na miasto, a potem jeszcze zwiedzę okolicę. Dam Ci ode mnie odpocząć. Wrócę późno. Nie dzwoń. Kocham .xx

Wzięłam tacę i poszłam na górę. Cicho weszłam do pokoju Mańki. Nie miałam zamiaru jej budzić, dlatego jak najciszej położyłam tacę ze śniadaniem na szafce obok łóżka i wyszłam pośpiesznie z pokoju. Biorąc klucze, portfel i telefon wyszłam z domu. Zegarek wskazywał godzinę 11. Pewnie Mańka zaraz wstanie. Ruszyłam powolnym krokiem w stronę centrum. Pochodziłam trochę po mieście. Byłam nawet na London Eye. Łaziłam bez celu po Londynie. Nie wiedziała co ze sobą zrobić, gdzie się podziać. Koło 3pm. poszłam na jakiś obiad, który jadłam przez dobrą godzinę. Potem poszłam do Starbucks'a i kupiłam sobie gorącą kawę na wynos, bo dziś nie było zbyt ciepło. W domu na necie ogarnęłam jakiś lasek na obrzeżach Londynu i mam zamiar tam pojechać. Ze Starbucks'a ruszyłam więc w stronę dworca autobusowego. Sprawdziłam na rozkładzie, który autobus jedzie w tamtą stronę. Na moje szczęście autobus nr 733 za około 2 minuty będzie ruszał, więc pośpiesznie weszłam do środka i kupiłam sobie bilet. Usiadłam przy oknie i założyłam słuchawki, które zawsze miałam przy sobie. Włączyłam muzykę, a autobus ruszył. Na każdym przystanku, co wiadomo jest rzeczą normalną, jedni ludzie wsiadali, a inni wysiadali. Po godzinie dojechałam na upragniony przystanek. Po wyjściu z autobusu spojrzałam jeszcze na rozpiskę odjazdów autobusów. Ostatni autobus mam o 8pm., a teraz jest 6pm. czyli mam jeszcze trochę czasu. Mój wymarzony las było widać już od przystanku. Wyglądał podobnie jak ten mój w Gdańsku. Ruszyłam w jego stronę. Ciekawe czy jest tam jakieś jeziorko. Ale byłoby fajnie. Kilka set metrów w głąb lasu, po minięciu leśnej polany usłanej mnóstwem kwiatów, za małym wzniesieniem znajdowało się małe jeziorko. Przecudowne londyńskie jeziorko. Rozglądnęłam się po okolicy. Na drugim brzegu stała ławka, a na niej siedział, wydawałoby się ktoś mi znajomy. Miał spuszczoną głowę, na szczęście mnie nie widzi. Chciałam chociaż na chwilę usiąść, więc ruszyłam w stronę ławki, ponieważ na trawie nie usiądę, bo jest mokra. Rano padało. Zbliżając się do ławki, coraz bardziej utwierdzałam się w tym, że na ławce siedzi nie kto inny, tylko Harry. Może spotkałam go tutaj, żeby móc go przeprosić za wczoraj. 
- Co Ty tu robisz? - spytałam Styles'a.
- To raczej ja powinienem Cię o to zapytać. - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ale ja zapytałam pierwsza. - wytknęłam mu język.
- Wiesz co, nie chcę żebyś kolejny raz mnie opieprzyła nie wiadomo za co, więc nie będę Ci przeszkadzał. 
Próbował wstać, ale szybko go zatrzymałam.
- Nie idź. - powiedziałam. - Przepraszam za wszystko. - spuściłam głowę. - Nie chciałam żeby tak wyszło. No cóż, niestety tak się stało. 
- To może zacznijmy od nowa? - zapytał.
- Ok. Spróbujmy. - lekko się uśmiechnęłam. 
- W takim razie zaczynam. - zaśmiał się. - Cześć, jestem Harry, a Ty? - zapytał wyciągając dłoń w moją stronę.
- Sophie. - uśmiechnęłam się, tym razem szczerze. - W takim razie co tu robisz Harry?
- No wiesz, szczerze to przyjechałem tu porozmyślać. Tu jest tak spokojnie. Mogę się skupić. No i to miejsce przypomina mi trochę Holmes Chapel. Już wiesz czemu ja tu jestem. Teraz Twoja kolej. - uśmiechnął się - Ale najpierw sobie usiądź. - wskazał na miejsce obok siebie. - Nie bój się. Nic Ci nie zrobię.
- Nie boję się. - mówiąc to usiadłam obok niego. - Pytasz mnie co tu robię? - spojrzałam na Harry'ego, który kiwnął głową na tak - Już Ci mówię. - spojrzałam na jezioro - Potrzebowałam spokoju. Podobnie jak Ty, chciałam pomyśleć nad wszystkim, co się do tej pory wydarzyło. W tym dość krótkim czasie moje życie zmieniło się prawie o 180 stopni. Dlaczego prawie, zapytasz. Tylko dlatego, że w biegu tych wydarzeń jedynie ja się nie zmieniłam. Zostałam taka sama, oschła, pozbawiona uczuć. Nic w sobie nie zmieniłam. Bo nie potrafię! Po prostu nie umiem. To niezbyt przychylne mi życie, które według ludzi z zewnątrz było idealne, nie nauczyło mnie jak być miłą i sympatyczną osobą. Takim człowiekiem, którego wszyscy kochają. Kurde, po co ja Ci to w ogóle mówię. - spojrzałam na Harry'ego, który patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami. 
- Nie no, mów. Ja chętnie posłucham. Spróbuję doradzić.
- Nie będę Cię zanudzała.
- Coś Ty, Soph. Mów! Nie zanudzasz. Więc zacznij od początku. Jak to w ogóle się zaczęło? - uśmiechnął się.
- Więc to było tak...
Opowiedziałam mu swoją całą historię. Potem on opowiadał mi swoją. Niesamowite, że tak się przed kimś, w sumie obcym, otworzyłam. Nigdy bym nie opowiedziała obcej osobie co mi leży na sercu. Co ja gadam, przecież ja nawet bliskim osobom się nie zwierzam, to co dopiero obcemu. Nigdy nie lubiłam się żalić. A tu proszę, powiedziałam mu wszystko ze szczegółami. Całe swoje życie.
- To chyba tyle. - kończył swoją historię Harry. - Miło mi, że mnie wysłuchałaś.
- Coś Ty! Od połowy nie słucham. - wytknęłam mu język, a on jakby posmutniał. - Nie no Hazzy, żartuję! Przepraszam. 
Dotknęłam jego dłoni i poczułam jak przechodzi mnie dziwny dreszcz. Szybko więc zabrałam rękę. Harry podniósł wzrok i szeroko się uśmiechnął. Spojrzałam na telefon. Za pięć 9pm. Co?! Ostatni autobus odjechał o 8pm. i co ja teraz zrobię? 
- Coś się stało? - zapytał Harry.
- Właśnie się okazało, że nie wrócę dziś do domu.
- Jak to?
- Autobus powrotny odjechał godzinę temu.
- No i co?
- To, że nie mam jak wrócić.
- Ja jestem samochodem. Mogę Cię odwieźć, jeżeli się nie boisz ze mną jechać. - zaśmiał się.
- Znam historię Twojego życia i mam się jeszcze bać z Tobą jechać? Proszę Cię. Przy okazji, ratujesz mi życie. 
- To co, zbieramy się? - zapytał.
- Jasne. 
Wstaliśmy i wolnym krokiem skierowaliśmy się w kierunku samochodu. Dochodząc Harry podbiegł do samochodu i otworzył mi drzwi. Gdy wsiadłam zamknął je za mną i sam usiadł po stronie kierowcy.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- Nie ma za co. - puścił mi oczko.
Ruszyliśmy. Podróż z Harry'm trwała znacznie krócej niż autobusem. Podjeżdżając pod dom spojrzałam na zegarek. Było przed 10pm. Wyszłam z samochodu zamykając za sobą drzwi. Chciałam już iść, ale puknęłam jeszcze w okno samochodu Harry'ego, które otworzył.
- Dziękuję za dziś. - uśmiechnęłam się. - I jeszcze raz przepraszam za wszystko. Poczynając od wydarzeń w Nowej Zelandii, a kończąc na wczorajszej imprezie.
- No coś Ty, Soph. Luz. Wszystko ok. Nie gniewam się. Nie mam za co. - puścił mi oczko i szeroko się uśmiechnął. 
- To dobrze. W takim razie idę. Cześć. Dobranoc Harry.
- Do zobaczenia piękna. Dobranoc. Słodkich snów.
- Może do zobaczenia, kto wie. - puściłam mu oczko odchodząc. 
Dopiero zamykając drzwi od domu usłyszałam jak Harry ruszył i odjechał. Wchodząc na górę zobaczyła mnie Mańka.
- Gdzieś Ty była złotko? Martwiłam się.
- Przecież pisałam, że wrócę późno. No ale miło, że się martwiłaś.
- Nie myślałam, że aż tak późno. Dziękuję za śniadanie i oczywiście, że się nie gniewam. - uśmiechnęła się. - Znam Cię niemalże na pamięć i spodziewałam się takiej reakcji. 
- Haha, no tak. - zaśmiałam się - Wiesz co, jestem padnięta. Idę spać. Pogadamy jutro, ok?
- Jasne, jasne. Dobranoc kochanie.
- Dobranoc. 
Kładąc się do łóżka po kąpieli, od razu czułam, że za moment zasnę.






~Harry~

Odchodziła z taką lekkością. Była jak anioł, który zstąpił z nieba, żeby mnie uratować z tego, w sumie nowego, dla mnie życia. Wracając do domu, dziękowałem Bogu za ten wieczór. Marzyłem o rozmowie z nią. Do tej pory albo zostawałem przez nią opieprzony, albo po prostu zbywała mnie, traktowała jak powietrze. A tu proszę, dziś nie powiedziała "daj mi spokój". Dzisiaj opowiedziała mi wszystko, całe swoje życie. Mimo że Soph wydaje się być niemiła, to na serio gdzieś bardzo, ale to bardzo głęboko zakopane są cechy cudownej dziewczyny, którą mam zamiar wybudzić. Wiem, że nie będzie to łatwe. Na 100% nie raz jeszcze zostanę przez nią sprowadzony do parteru, po raz kolejny pójdzie mi w pięty. Ale co mnie to obchodzi. Mi na niej zależy. Chcę ją dotykać, całować. Chcę żebym mógł ją nazwać moją dziewczyną. Żebym mógł powiedzieć, że to przy niej moje serce bije jak oszalałe, chce wyskoczyć z klatki piersiowej i uciec do niej. Dosłownie, moje serce chciało by być razem z nią, lecz świadomość, że jeszcze długa droga przede mną, w pewnym sensie mnie przytłacza, ale gdy widzę Soph od razu wraca motywacja. Jej zachowanie, co dziwne nawet to chamskie i oschłe, też mnie motywuje. Ile razy ona mi się już śniła. Od poznania w Nowej Zelandii, w sumie od momentu, gdy ją niechcący przewróciłem na plaży. Pamiętam to jak dzisiaj. Te jej niebieskie oczy, jej uśmiech, włosy, wszystko. Zauroczyła mnie od pierwszego wejrzenia. Ale ja chcę teraz żeby ona też coś do mnie poczuła.





__________________________________
Czytasz-komentuj! .xx
Komentujcie, komentujcie. To najważniejsze ;)

2 komentarze:

  1. Ojej jaki uroczy rozdział. Zaczęli od nowa - dobre posunięcie xDD. Rozdział świetnyy ! Bardzo mi się podoba. Hmm ciekawe czy Sophie odwzajemni uczucia Hazzzy ?
    Pozdrawiam Isiia <3.

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo fajny :) jak na razie przeczytałam tylko ten ale podejrzewam że reszta też będzie niesamowita <3

    OdpowiedzUsuń