tj. instrumenty, torby z ubraniami, sztalugi, płótna itd. No wszystko oprócz mebli, bo kupiłyśmy sobie nowe do domu. Stare zostaną w Polsce i jak będziemy czasem wracały, to będziemy miały na czym spać, haha. Do Londynu wracamy w środę, a firma przewozowa wyrusza z rzeczami we wtorek. My musimy jeszcze załatwić kilka spraw, między innymi sprawy urzędowe.
~*~
Obudziłam się przed 11. Słońce, którego promienie wpadały przez okna do mojego pokoju, delikatnie muskały moje ciało. I pomyśleć, że to była moja ostatnia noc w tym pokoju, domu, mieście i kraju. Nie wierzę. Samolot mamy o 13. Wstałam, ogarnęłam się, zjadłam śniadanie, spakowałam bagaż podręczny. Zeszłam na dół i wyszłam z domu. Zamykając za sobą drzwi, zakończyłam pewien etap w moim życiu. Teraz zaczynam wszystko na nowo. Wolnym krokiem szłam do Maryśki. Chciałam pożegnać się z babcią Gosią. Na 100% będę za nią tęsknić. Zadzwoniłam do drzwi. Na moje szczęście otworzyła właśnie babcia.
- Cześć babciu!
- Cześć kochanie! Wchodź. - wpuściła mnie do środka i na powitanie dała mi buziaka w policzek.
- W zasadzie to wpadłam się pożegnać. - posmutniałam - Na pewno babcia wie o wszystkim, więc nie muszę mówić czemu.
- Oczywiście. - powiedziała - Ale nie smuć się! Ja jestem, mimo wieku, dosyć nowoczesną babcią moja droga i na pewno będę Was odwiedzała - zaśmiała się - Wiem przecież co to samolot.
- I całe szczęście babciu! Dziękuję Ci za wszystko. Głównie za akceptację..
- No proszę Cię, Zosiu! Jesteś wspaniałą osobą, tylko trzeba Cię lepiej poznać, bo od razu to trudno dostrzec. Zbyt głęboko zakopałaś to w sobie maleńka. - uśmiechnęła się - Teraz zaczniecie nowe życie. Oby było jak najlepsze.
- Oby babciu, oby.
Uwielbiałam gdy mówiła do mnie "maleńka". Tak śmiesznie brzmiało to w jej ustach, może dlatego, że byłam od niej prawie o dwie głowy wyższa. Tuż przed 12 zeszła na dół wyszykowana Maryśka. Przywitała się ze mną, a potem jeszcze raz pożegnałyśmy się z babcią. Na lotnisko dojechałyśmy trochę przed czasem, więc zdążyłyśmy jeszcze zamówić sobie kawę. Potem udałyśmy się na miejsce odpraw. Lot, jak zwykle minął szybko, bo przecież to tylko lot do Londynu. Z londyńskiego lotniska na miejsce zawiozła nas taksówka. W domu czekali na nas ojcowie. Jak się okazało, nasze rzeczy już dojechały, całe i nieuszkodzone, na szczęście. Do godziny 8pm. siedzieli u nas nasi tatuśkowie i pomagali nam do końca poskręcać i poustawiać meble i sprzęty. Kiedy poszli my postanowiłyśmy opić nasz nowy dom.
- I za naszą przyjaźń! - dodałam.
W TV ogarnęłyśmy jakiś film. Koło 1am. poszłyśmy spać.
Rano obudziłam się pełna energii i ze świetnym humorem, co do mnie wcale nie jest podobne. Jak zawsze naszło mnie na przemyślenia. Szczerze powiem wam, że to już sierpień. OMG! Przecież ten czas leci jak szalony. Zegarek wskazał właśnie 10:30am. Dziś nawet ładna pogoda. Wiadomo, w Londynie bywa często brzydko i deszczowo. Zeszłam na dół do kuchni. Tam krzątała się już Maryśka.
- Cześć Maryś! - krzyknęłam schodząc po schodach.
- O, cześć śpiochu! - powiedziała ze śmiechem.
- Jaki śpioch?! Wstałam przed 11.
- A no, no. Racja bejb. Teraz chodź, masz śniadanko.
- O! Dziękuję Aniele! - puściłam jej oczko - Idziemy gdzieś po śniadaniu?
- Możemy iść ogarnąć okolicę i potem zakupy. Co Ty na to?
- Z chęcią. Wyczuwam zachaczenie o MilkShake City.
- Jasne! Wiadomo.
Po zjedzeniu śniadania, czyli po dość długim czasie, poszłyśmy się ogarnąć, żeby wyglądać jak człowiek.
W końcu jesteśmy w Londynie i wgl. Koło 1pm. wyszłyśmy gotowe z domu. Łaziłyśmy w sumie bez celu. To poszłyśmy do jakiegoś parku, to odwiedziłyśmy muzeum, czy jakieś znane i lubiane przez turystów miejsce. Koło godziny 5pm. poszłyśmy na obiad, a zaraz potem skierowałyśmy swoje kroki w kierunku MilkShake City. Kocham to miejsce, wiadomo z jakiego powodu. Słodycze to coś co Zosia lubi najbardziej, no oczywiście nie licząc muzyki, sztuki i wkurzania innych wokoło. Weszłyśmy do środka. Maryśka od razu zamówiła, ja musiałam się chwilę zastanowić. Ostatecznie wybrałam połączenie z M&Ms'ami. Zapłaciłam za shake'a i ruszyłam w stronę wyjścia, gdzie czekała na mnie Mańka. Wychodząc usłyszałam, że Maryś z kimś rozmawia. I ten głos był mi nawet znajomy. Już go kiedyś, gdzieś słyszałam. Chciałam słyszeć o czym rozmawiają, więc się skupiłam zapominając o reszcie świata.
- O hej Mary! Co tam?
- Wow. Nie sądziłam, że się spotkamy. U mnie ok, a u Ciebie?
- Też dobrze. Już na stałe z Soph w Londynie?
- A tak, tak. W sumie od wczoraj.
- To fajnie. Będziemy mogli się widywać.
Mniej więcej tak brzmiała rozmowa Mańki z kimś, kogo na pewno znałam, bo znał moje imię. Byłam tak skoncentrowana na rozmowie, że nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje i niechcący wpadłam na kogoś.
- Najmocniej przepraszam. - mówiąc to podniosłam wzrok do góry.
Moim oczom ukazał się Loczek, ten z Maryśki zespołu. Dzięki temu id razu skojarzyłam z kim gadała Maryśka. Loczek spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami i momentalnie się uśmiechnął.
- Witaj Soph! - powiedział nagle.
- Wow! Niesamowite. Znowu się widzimy...
Loczek zrobił wielkie oczy ze zdziwienia, widocznie zabrzmiałam jak na mnie zbyt miło. Przez to, na jego twarzy malował się coraz większy uśmiech.
- Co za niemiła niespodzianka.
Ostatecznie dowaliłam i minęłam Loczka z zespołu 1D. Podeszłam do Maryśki, która bacznie przyglądała się sytuacji wraz z Niall'em.
- Hej. - powiedziałam do blondyna, pociągnęłam Mańkę za rękę i ruszyłyśmy w stronę domu.
- Zośka, ale Ty jesteś! - odezwała się Maryśka.
- Że niby jaka? - zrobiłam pytającą minę - Normalna, chciałaś rzec, prawda?
- No tak.
- Mam nadzieję, że poszło mu w pięty.
- Nie sądzę. Wydaje mi się, że jeszcze bardziej zmotywowałaś go do działania. - zaśmiała się.
- Jakiego działania? I w ogóle znowu zapomniałam jego imię. To jak mu było?
- Harry - wytknęła mi język - Wydaje mi się, że on na Ciebie leci i mega wkurwia go to, że Ty na niego NIE.
- Uuu. Ale ja nie chcę tego Harry'ego. Proszę Cię. Te Twoje NIEKTÓRE Directioners, to jak morderczynie się zachowują. Pamiętam niektóre sytuacje i wypowiedzi, o których mi czytałaś.
- A no. Ale to nie zmienia faktu, że Hazzy na Ciebie leci.
- Oj weź już mi nie truj.
Taki oto temat towarzyszył naszej drodze powrotnej do domu. Harry Styles... po cholerę wkroczył do mojego życia, po co mi znajomość z nim? Może i jest przystojny, ale proszę, mnie on nie jara. Oj zdecydowanie nie. W domu byłyśmy koło 7pm. Harry Styles popsuł mi humor. Co ta Maryśka gada. Przecież to nie jest możliwe, żebym ja kiedykolwiek z nim była. Mogę go zaakceptować, bo może się okazać spoko kolesiem. Wychodzę z założenia, że nie oceniam ludzi skoro ich nie znam. Także i jego nie oceniam. Bo np. teraz powiem, ze to gwiazdka o wielkim ego, a potem się okaże, że będzie moim najlepszym przyjacielem, bo się tak zgramy charakterami i co wtedy? Jego fanki powiedzą, że jestem dwulicową i zakłamaną suką, której zależy na sławie. Oo. Dlatego nigdy nie wypowiadałam się na temat żadnego z One Direction na forum większym niż rozmowa z Maryśką. Dobra koniec rozmyślań o Harry'm Styles'ie.
Maryśka siedziała przed laptopem, w tym samym czasie kiedy ja rozmyślałam na temat Loczka. Nie chciałam jej przeszkadzać, bo z kimś pisała, więc postanowiłam pójść do pokoju. Wyciągnęłam sztalugę, płótno, pędzle, farby i zaczęłam malować. Po ukończonej pracy spojrzałam na mój obraz. Przedstawiał on oczy, odcień przyjemnej zieleni z lekkimi, mało widocznymi plamkami szarości. "Obramówka" była ciemniejsza, a męskie, grube i dosyć ciemne brwi idealnie z nimi komponowały. Hmm. Namalowałam je, bo siedziały mi w głowie. Ale do kogo one należą? Żeby mnie kto zabił, nie pamiętam. Tak intensywnie nad tym myślałam, że nawet nie zauważyłam, że do pokoju weszła Maryśka. Spojrzałam na nią.
- No co?! - powiedziała - Pukałam, ale nikt nie odpowiadał, więc weszłam.
- Nie no, spoko. Malowałam, jak widzisz.
- Widzę. - powiedziała - Piękne oczy... Skąd ja je znam? - zastanowiła się Mańka.
- Właśnie, ja też nie mogę ich do nikogo dopasować.
- Czekaj! Ty, Zośka, przecież to oczy Styles'a! Lol, zakochałaś się czy co?
- Na pewno nie Styles'a! - próbowałam odgonić od siebie te myśli - Weź przestań. Nie zakochałam się i nie mam zamiaru.
- Jak nie Styles'a, skoro je kojarzę. Oj nie wypieraj się! - zaśmiała się. Wiedziała, że mnie wkurza.
- Nie wiem, czy to jego oczy, czy nie. Malowałam je, bo mi utkwiły w pamięci. Wiesz na co zawsze zwracam uwagę u ludzi, szczególnie mężczyzn.
- Wiem, wiem. Oczy są zawsze pierwsze.
- No właśnie. Weź mi nie wmawiaj, że to oczy Styles'a.
- Ja już swoje wiem. - zaśmiała się po raz kolejny - Dobra, mniejsza o to, ja tu ze sprawą przyszłam.
- Mów.
- Ogólnie ogarnęłam, że w centrum jutro jest impreza. Idziemy? O 10pm. się zaczyna.
- Jasne. Z chęcią.
- Spoko, luz. A teraz już idę, bo północ dochodzi. Zostawiam Cię z oczami Harry'ego. - wytknęła mi język.
- Wredota.
- Też Cię kocham. Dobranoc.
- Dobranoc.
Spojrzałam jeszcze raz na mój obraz. Faktycznie, Maryśka ma rację, że to oczy Harry'ego. Kurwa. Czemu ma takie ładne oczy, że je aż zapamiętałam. Fuck, akurat jego... Co za. Idę spać. Wrzuciłam obraz do szafy z innymi obrazami i poszłam się wykąpać. Po kąpieli położyłam się do łóżka i zasnęłam. Miałam jakieś dziwne sny...
_______________________________________
Czytasz - komentuj!
Kolejny rozdział za mną. :) Liczę na komentarze .xx
Hmm rozdział bardzo mi się podoba xD. Malowała oczy Hazzy ^^ Uuu szykuje się romansik ? ; p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ; >
Awww, czytam, czytaaam! :D
OdpowiedzUsuńŚwietne! ♥
Kochana, coraz bardziej mnie zaciekawiasz!
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :)
Pozdrawiam ciepło i życzę dalszej weny! ♥
marrymeharrystyles.blogspot.com/
dziękujemy za komentarz u nas ! ♥
OdpowiedzUsuńna naszym blogu http://hope-love-truth.blogspot.com pojawił się trzeci rozdział. Może cię zainteresuję <3 prosimy o szczere komentarze. xx, - Sam, Aileen, Jullie, ♥
P.S
kiedy znajdę wolną chwilę, zabiorę się za czytanie... wtedy dam znać co i jak ;) całkiem fajny blog.