- No co Zoś? - zapytała.
- Gdzie jesteś?
- Zaraz wrócę. - odparła.
- Wiesz, która godzina? Za pół godziny przyjeżdża taxi i jedziemy na lotnisko, a Ty nie spakowana!
- Za pół godziny?! To już tak późno?! - wykrzyczała.
- No! W jakim Ty świecie żyjesz, bejb? Zakochałaś się czy co?
- Już biegnę, będę za moment. Kocham!
- Ok. Też kocham.
Rozłączyłam się. Maryś brzmiała dość podejrzanie. W sensie miała tą iskierkę w głosie, którą zawsze ma, gdy nawija o tym blondynie... jak mu było... Niall, no właśnie, o Niall'u, z jej ukochanego zespołu One Direction. Ej no w sumie się poznali, to może się też i spotkali... Ale nie powiedziałaby mi? Chociaż z drugiej strony zakazałam jej mówić o nich przy mnie. Więc może to prawda, kto wie. Jak na razie tylko ona. Z moich dość dziwnych przemyśleń wyrwała mnie, wpadając do domu, zdyszana Maryśka. Spojrzałam na nią pytająco, ale ona szybko pobiegła na górę zbywając mój wzrok. Pobiegłam więc za nią. Stała w pokoju. Spojrzała na torbę, potem na mnie i znowu na torbę.
- Ale przecież mówiłaś?!
- Że co niby? - zaśmiałam się.
- No ej! Czemu nie powiedziałaś? Pobyłabym dłużej z Ni.. z naturą, tą piękną naturą! A co! - zmieszała się.
- Z Ni..? Chyba nie dosłyszałam. Z kim?
- Z naturą. - mówiąc to poczerwieniała.
- Wiem, że kłamiesz blondyno! Znam ten wzrok. Ale na tą chwilę zostawię Cię w spokoju. Nie będę dopytywała, bo i tak dobrze wiem, że nie chodzi tu wcale o naturę. - zaśmiałam się.
- Znasz mnie za dobrze Antynowicz! Za dobrze. - wytknęła mi język. - Dziękuję za wyrozumiałość niebieskooka.
- No wiadomo, że Cię znam. Teraz Kochanie skończ pakowanie i znieś swoje torby na dół. Zaraz przyjedzie taxi. Buziak. Widzimy się za parę minut.
Zeszłam na dół i czekałam leżąc na kanapie na Mańkę. Po chwili pojawiła się na schodach obładowana torbami. Podeszłam do niej i pomogłam jej znieść kilka. Chwilkę później usłyszałyśmy klakson taksówki. Właściciel domu również czekał przed drzwiami. Wychodząc oddałyśmy klucz i szeroko się uśmiechając podziękowałyśmy za miły pobyt w bardzo dobrych warunkach. Zapakowałyśmy się do taksówki i ruszyłyśmy na lotnisko.
Na miejsce dojechałyśmy w niecałe pół godziny. Szybkim krokiem udałyśmy się do miejsca odpraw, gdyż nie pozostało za wiele czasu. Jeszcze tylko ostatnie wzrokowe pożegnanie z miejscem, w którym tak wiele się wydarzyło. Potem wejście do samolotu i upragniony lot do domu.
Do Polski doleciałyśmy późną nocą. Wujaszek Grzesiek czekał na nas na lotnisku w Gdańsku. Zabrał nasze bagaże i odwiózł nas do domu. Wymęczone długim lotem pożegnałyśmy się i poszłyśmy spać do swoich domów.
Noc minęła spokojnie. Otworzyłam zaspane oczy. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Słońce pięknie przygrzewało. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 12. Zeszłam na dół. Zrobiłam sobie śniadanie, zaparzyłam herbatę z cytryną i usiadłam na kanapie włączając przy tym TV. HOME SWEET HOME. Jak to dobrze być w domu. Stęskniłam się, chociaż świadomość, że o każdej porze dnia i nocy mogą tu wparować rodzice mnie trochę przeraża... Szczerze nie mogę się doczekać wspólnego mieszkania w Londynie z Maryśką. To dopiero będzie życie. Ach. Cudowne. Tylko ciekawe czy rodzice nam kupią mieszkanie, przecież matka chciała mnie wydziedziczyć. W telewizji leciał jakiś nudny program, nawet nie wiem co to. Wyłączyłam więc TV i poszłam do pokoju. Odpaliłam lapa i zalogowałam się na tt. Ogarnęłam, jak codziennie, co nowego w świecie. O! Maryśka coś przed chwilką tweet'nęła.
Od razu jej odpisałam.
Znowu przypomniałam Maryśce, że idę tam wyłącznie dla niej. Muszę co jakiś czas jej przypominać. Poza tym, tak jakby usprawiedliwiam się, że nie ciągnie mnie do LONDYNU, i już! Wylogowałam się ze swojego konta.
Następnie wstałam i wzięłam aparat, z którego zaczęła przesyłać zdjęcia z wakacji. Uśmiechałam się do ekranu patrząc na nasze zdjęcia. Niektóre "powalające", zazwyczaj przez jakąś głupią minę, pozę. Patrząc na zdjęcia łatwo jest sobie przypomnieć jakieś wydarzenia. A dużo się przecież działo. Znowu z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek, ale tym razem mojego telefonu. Spojrzałam na ekran. Pojawiło się zdjęcie ojca i napis Tata.
- No hej tato!
- Hej Zoś! Jak leci? - zapytał.
- A dobrze, powoli. Czemu się pytasz?
- A no wiesz, tak z obowiązku. - zaśmiał się - Nie no mała. Martwię się.
- Matka Ci nie kazała? - zapytałam.
- Nie, ona nic nie wie.
- Jeżeli nie ona, to o co chodzi tatku?
- Mówiłaś, że będziesz studiowała w Londynie razem z Marysią, tak?
- No tak. Dokładnie jak mówisz.
- Postanowiliśmy z Kacprem, że kupimy Wam mieszkanie, domek, co będzie się Tobie i Marysi bardziej podobało.
- Co na to mama?
- Nic nie wie, przecież się odgrażała, że Cię wydziedziczy.
- Oo, czyli buntujecie się przeciw żonom?
- Nie buntujemy, przecież nie muszą wiedzieć o wszystkim. Nie prawda?
- Prawda.
- Więc, co ja mówiłem..
- Mówiłeś o mieszkaniu w Londynie.
- Aa. Dziękuję. Tak właśnie, więc z Kacprem chcemy żebyście przyleciały w ten weekend do Londynu już z wybranymi jakimiś ofertami i po prostu tam pojedziemy i zobaczymy. Jeżeli coś się spodoba, to kupimy. Pasuje?
- Jasne! Kochany jesteś! Oczywiście, że przylecimy!
- No to pa córcia! Do zobaczenia.
- Pa pa tatuś!
Miła niespodzianka ze strony taty, w sumie naszych ojców. Nie no serio super. Kochani są. I widać, ze można ze mną pogadać bez żadnej kłótni. Ja nigdy nie rozpoczynam kłótni, ale jak ktoś zacznie, to się bronię. Przecież nie będę pozwalała żeby ktoś mną pomiatał.
~*~
Dzisiejszy dzień zapowiada się bardzo ciekawie, bo przychodzi do mnie Mańka. Będziemy wybierały mieszkanie lub domek. Ogarniemy oferty na necie i później po prostu tam pojedziemy i zobaczymy w real'u, czy rzeczywiście warto. Zegarek wybił właśnie południe. Maryś zaraz powinna przyjść. "Puk! Puk" - zastukał ktoś do drzwi. Na pewno Maryśka. Podeszłam szybkim krokiem do drzwi i z uśmiechem na twarzy przywitałam przyjaciółkę otwierając przed nią drzwi.
- Właśnie o Tobie myślałam. - powiedziałam.
- Serio?! Cześć piękna. - mówiąc to dała mi buziaka w policzek.
- Serio, serio. - zaśmiałam się.
- To co, zaczynamy? - zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha Maryśka.
- Jasne, chodź.
W lapie miałam już załadowaną stronę z ofertami mieszkań i domów w Londynie. Po kilkugodzinnym przeglądaniu stron wybrałyśmy trzy domy i trzy mieszkania, według nas najciekawsze i z chęcią zobaczymy je na żywo. Koło 17 zrobiłyśmy sobie obiad. Po obiedzie jeszcze dosyć długo gadałyśmy to o studiach, to o propozycji naszych ojców. Zastanawiałyśmy się co ich do tego natchnęło. Maryś poszła do domu koło północy. Nigdy pewnie tak długo by nie siedziała, gdyby nie fakt, że mieszkamy w bliźniaku i dzieli nas zaledwie kilka kroków, bo rodzice zrobili dodatkową furtkę do "szybszego przechodzenia". Co do wyjazdu, to do Londynu wylatujemy jutro wieczorem. Tam mamy zamówiony hotel, w którym będziemy zakwaterowane na czas pobytu. Spojrzałam na zegarek. Już po północy. Przed snem wzięłam jeszcze gorącą kąpiel i dopiero po tym, jakże relaksującym czasie, poszłam spać.
"Give a little time to me ..."
Obudził mnie dzwonek telefonu. Zaspanymi oczyma spojrzałam na ekran komórki. 5 Połączeń nieodebranych od Maryśka. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 13. Do wylotu pozostało 5h, no już nie całe. Wybrałam numer do Maryśki. Odebrała po jednym sygnale.
- No co nie odbierasz? - powiedziała szybko.
- Sorry! Spałam. - zaśmiałam się.
- Właśnie tak myślałam, ale oprócz tego miałam też różne, dziwne myśli.
- Wiadomo. Mogłam umrzeć, albo coś. No sorry! Serio nie chciałam. Wiesz jak kocham spać i jak trudno mnie dobudzić, a co dopiero zmusić do wyjścia z łóżka.
- No wiem, wiem. Ale mniejsza z tym. Musimy coś przygotować dla tatuśków, za to, że są tacy kochani.
- Można by było. Prawda. O czymś już myślałaś?
- No nie za wiele. Musimy coś ogarnąć. Jedyne co widziałam to bilety na koncert ich ukochanego zespołu Pink Floyd.
- Oo! Zajebiście! Też ich kocham. Bardzo dobry pomysł!
- W takim razie zamawiam bilety.
- Dajesz. Zrób to teraz, bo może nie być.
- Już prawie nie ma. Właśnie zamówiłam. Odbiorę je rano w Londynie, jeszcze przed spotkaniem z ojcami.
- Spoko. Kochanie, teraz muszę iść coś sobie spakować na wyjazd.
- Ja biorę mało, ale też jeszcze to muszę spakować.
- No ja też mało. Przecież to niecałe trzy dni. Dobra lecę. Do 17.
- Pa. Do 17.
Po telefonie od Maryśki zaczęłam się szykować do wyjazdu. Spakowałam potrzebne rzeczy. Na zegarze dochodziła 15, a ja jeszcze nie jadłam śniadania. Poszłam więc do kuchni i zrobiłam sobie przepyszne kanapki. Później jeszcze zjadłam jabłko. Od godziny 16 do za dziesięć 17 siedziałam i oglądałam TV. Tuż przed 17 poszłam po walizeczkę i zniosłam ją na dół. Równo z zegarkiem wyszłam na zewnątrz gdzie czekała już Maryśka i momentalnie z zamknięciem drzwi podjechał wujek Grzesiek.
- Wskakujcie! - powiedział otwierając okno w samochodzie.
- Jasne, jasne! Już! - krzyknęłyśmy i szybkim krokiem ruszyłyśmy w stronę samochodu. Wrzuciłyśmy walizeczki do bagażnika. Równo z zamknięciem ostatnich drzwi Grzesiek ruszył na lotnisko.
Równo o 18 wyleciał samolot do Londynu, a my w nim. Byście widzieli zajar Maryśki. Chyba nigdy nie była tak szczęśliwa. No może jeszcze wtedy, jak poznała się z Niall'em i Harry'm w Nowej Zelandii, dosłownie przypadkiem. Wtedy była najszczęśliwsza na świecie. To było widać, słychać i czuć. Ja mam tak, że jak ona jest szczęśliwa, to ja też zazwyczaj wtedy mam dobry humor. Podróż w porównaniu do lotu do Nowej Zelandii była bardzo krótka. BARDZO! Nawet nie zdążyłam się zmęczyć.
Na miejsce doleciałyśmy na nasz czas o 20, a na ich czas o 19, więc zyskałyśmy 1h. Nigdy nie ogarniam tej zmiany czasu. Do hotelu zajechałyśmy koło 20. Londyn i jego korki, wiadomo. W pokoju hotelowym rozpakowałyśmy się i postanowiłyśmy, że teraz sobie odpoczniemy. Do około północy oglądałyśmy więc TV, bo leciał nawet fajny film, ale nie pamiętam tytułu. Potem szybka kąpiel i ciepłe łóżeczko.
Koło 10 obudziła mnie obsługa hotelowa, która przyniosła śniadanie, rozmawiająca z Maryśką, moim "porannym ptaszkiem".
- Witamy w hotelu. Oto pani śniadanie.
- Dziękuję bardzo.
- Życzymy smacznego i miłego dnia.
- Dziękuję. Również życzę miłego dnia.
Zamknęła drzwi i podjechała ze śniadaniem koło łóżka. Spojrzała w moją stronę.
- Oo, wstałaś już? - zapytała.
- Nie, coś Ty, po prostu mam otwarte oczy i rozmawiam z Tobą, ale robię to non stop przez sen.
- No wiadomo. Dobra szykuj się i zajadaj, o 11 widzimy się z ojcami.
- Fajnie. Już wstaję.
- Nie mów, że wstajesz, tylko to zrób. Teraz! Bo znowu zaśniesz.
- Już.
Niechętnie odkryłam kordłę i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się, pomalowałam tylko rzęsy i wyszłam z łazienki czesząc włosy. Zostawiłam je rozpuszczone, nie chce mi się ich spinać. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła 11, dokładnie za piętnaście było. Przegryzłam coś i już musiałyśmy wychodzić, żeby na nas nie czekali. Obaj nie lubią jak się ktoś spóźnia. My też nie, dlatego same staramy się być zawsze punktualnie. Wyszłyśmy przed hotel. Po pięciu minutach przyszli nasi ojcowie, Michał i Kacper.
- No siema tato! - powiedziałam do Michała. - Cześć wujek. - powiedziałam do taty Marysi.
- Hej Zoś! - mówiąc to tata dał mi buziaka w czoło.
Podobnie powitał się wujek Kacper (tak na niego mówiłam, Maryś na mojego tatę też) z Maryśką.
- To gdzie idziemy? - zapytał tata.
- Najpierw tu. - mówiąc to podałam mu kartkę z adresami.
Chodziliśmy tak cały dzień. Masakra. Byłam już bardzo zmęczona. Na koniec został nam domek, który się nam najbardziej podobał.
- Mam nadzieję, że ten będzie taki jak na zdjęciach, nie jak do tej pory, bo nie wytrzymam.
- Ja też mam już dość. - dodała Maryśka.
Dojechaliśmy na miejsce. Z zewnątrz domek wyglądał cudownie. Ogrodzenie, ogród, garaż, wszystko z zewnątrz było cudne. Zobaczymy jak w środku. Właściciel budynku zjawił się w pięć minut po nas. Niewysoki, starszy mężczyzna otworzył nam furtkę, a następnie drzwi frontowe domu. Momentalnie po wejściu wiedziałam, że to najlepszy dom dla mnie. Tak czułam.
- Myślę, że ten będzie najlepszy! Mogłabym zobaczyć resztę? - spytałam właściciela.
- Oczywiście, zapraszam.
Obejrzałam wszystkie kąty. Dom był cudowny. Na koniec zostawiłam pokój gościnny. Gdy do niego weszłam, nie zobaczyłam nic innego, tylko stojący w centralnym miejscu czarny fortepian. O moja miłości, mamcia już jest!
- Tato! Bierzemy.
Tata chciał zapytać Maryśkę o zdanie, jednak nie zdążył.
- Bierzemy! - krzyknęła zachwycona Mańka
- No to bierzemy.
Po załatwieniu wszelkich formalności dostałyśmy klucze do naszego domu. Aaaa! Super! Cudowny dzień. Zrobiłyśmy sobie z Maryśką zdjęcie w domu. Po powrocie do hotelu żegnając się z tatuśkami dałyśmy im nasz prezent.
- To dla Was, za troskę i taki wspaniały prezent! - krzyknęłyśmy razem.
- Co to takiego? - zapytał ojciec.
Gdy otworzyli koperty nie zrobili nic innego, tylko nas przytulili i powiedzieli równocześnie
- Dziękujemy! Jesteście wspaniałe! Na pewno pójdziemy.
- Cieszymy się, że prezent się podoba. - powiedziała Mańka.
- Dobra dziewczynki. My idziemy. Dobranoc.
- Pa! Dobranoc. - powiedziałam.
- Dobranoc. - dodała Marysia.
Zadowolone zalogowałyśmy się na tt i wstawiłyśmy po jednym tweet'cie.
Wylogowałyśmy się i patrząc na siebie wykrzyczałyśmy:
- Mamy dom! Mamy dom!
Po pełnym wrażeń dniu poszłyśmy zmęczone spać.
_________________________________________
Czytasz - komentuj! xx
Dziś trochę dłuższy rozdział!! :) Liczę na komentarze xx
Kocham twoje opowiadanie, i głowne bohaterki w sumie to Barbara i Cara więc <3
OdpowiedzUsuńHej, miałam informować więc informuję :> Pojawił się nowy, 6 rozdział na http://impossible-to-stay-alive.blogspot.com/ zapraszam do komentowania x
Fajnyy - "Mamy Dom, Mamy Dom". Nie wiem czemu, ale ten tekst mnie rozwalił. Ogółem piękne opowiadanie ^^. Czekam na dalsze losy ; p
OdpowiedzUsuń[SPAM]
Zapraszam cię serdecznie na : http://behind-of-the-scene.blogspot.com/
Znajdziesz tam historię prawdziwej przyjaźni i poznasz cenę sławy.
Mam nadzieję, że cię to zainteresuje.
Przepraszam, za ten spam pod komentarzem, ale nigdzie nie znalazłam zakładki, gdzie mogłabym to zrobić. JEŻELI GO PRZEOCZYŁAM BARDZO PRZEPRASZAM ; )