sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 1. Wróciliśmy!! - Na jak długo?

Maj - słoneczny maj, wolność. Niestety to już przeszłość. Czerwiec też jest już moją przeszłością. Czas leci jak szalony. Mamy lipiec, właściwie jego początek, a więc musimy się deklarować gdzie chcemy iść na studia. Ja i Maryśka już wysłałyśmy swoje zgłoszenia do Academy of Arts w Londynie. Tak, powiecie "kolejna, która chce tam mieszkać". WCALE NIE!! Ja NIE CHCIAŁAM! Wolałam New York, czy L.A., ale nie... Maryśka uparła się na Londyn. Ja, nie chcąc się z nią rozstawać, przystałam na to. Postawiłam jej tylko jeden warunek: NIE MA prawa gadać mi non stop o tych chłoptasiach! NIE i koniec! Nie mam zamiaru słuchać ciągłego pierdolenia jacy to oni cudowni. BLA BLA BLA. Wracając do tematu studia, to wysłałyśmy zgłoszenia razem z naszymi rysunkami, bo to był warunek, więc musiałyśmy je dołączyć. Dziś po południu przyślą nam odpowiedź, czy nas chcą, czy też nie. Czas mija bardzo szybko. Szczerze to pamiętam jeszcze jak byłam "słodką" szesnastoletnią dziewczynką, która na wszelkie sposoby próbowała uciec z domu, ale niestety zawsze wracała, bo mimo wszystko cholernie bała się. Bała się, że straci wszystko, co jej pozostało, czyli Maryśkę, bo tylko ona ją kochała i akceptowała. Co do rodziców, to mam z nimi marny kontakt. Jak mam porównywać, to kontakt jest lepszy z ojcem. Zamiast się mną zajmować, obsypywali mnie tylko prezentami, myśleli, że to zastąpi ich miłość. Nie mieli dla mnie wcale czasu, a przyszywana ciotka Elżbieta, która się mną "opiekowała", była jak dla mnie jednym WIELKIM chodzącym KŁAMSTWEM. Zawsze przy rodzicach udawała jak to ona mnie BARDZO KOCHA... niestety jak ich nie było, znęcała się nade mną psychicznie, dlatego też jestem jaka jestem. Określę siebie w dwóch słowach: zimna suka. Nie raz tak o mnie mówili ludzie np. z klasy, szkoły. Jedyną odskocznią od rzeczywistości był, jest i będzie kościół. Babcia Maryśki - Gosia, zawsze nas tam prowadzała i ostatecznie nauczyła nas tam chodzić. Co prawda to prawda, Bóg jest miłością, ale inną niż ta rodzicielska. Dobra nie będę mówiła wam o moich poglądach religijnych, bo może się wam to nie podobać. Więc wracając do rzeczywistości. Właśnie leżę w swoim pokoju na poddaszu, właściwie to w moim łóżku, z laptopem na kolanach i zapisuję moje życie. Zaczynam dzisiaj. Tak więc, chyba pójdę na dół do kuchni i zaparzę sobie herbatę, później ogarnę tt, a potem może oglądnę coś w TV, a koło 14 muszę ogarnąć pocztę, bo może odpiszą z Arts. Także idę na dół. Nastawiłam wodę na herbatę. Wyjrzałam przez okno i zanurzyłam się w swoich myślach.

- Wróciliśmy! - rozbrzmiał nagle czyjś głos w moich uszach.
Obejrzałam się za siebie. Moim oczom ukazał się mój ojciec, a za nim stała matka. W głębi serca cieszyłam się, że ich widzę, rzadko kiedy to się zdarza, ale na zewnątrz nie pokazałam ani krzty radości.
- Super! Ciekawe na jak długo?! - parsknęłam.
Zalałam sobie herbatę i wyszłam z kuchni. Wydawało mi się jakby rodzice wcale się tym nie przejęli , bo zaczęli już wykonywać telefony do pracy, co jak dla mnie jest żałosne. Wracają do domu i zamiast zająć się mną, zajmują się od razu pracą, mimo że dopiero z niej wrócili. Nigdy nie poświęcili mi nawet kilku minut, nie usiedli ze mną, nie zapytali co słychać, nie przytulili. Jak nie ma ich w domu, to ojciec czasem zadzwoni, ale to mało ważne. CO TO ZA RODZICE?!!
Pobiegłam na górę. Weszłam do pokoju, zamknęłam za sobą drzwi. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na tt. Ogarnęłam swoje interakcje, jak zwykle zapełnione. Od czasów, kiedy z Maryśką zaczęłyśmy wrzucać covery na yt tak jest zawsze. Chociaż Maryś oprócz tego ma też nieustanny spam o jej UKOCHANYM zespole 1D. Dziwnie się składa, że ja też mam spam związany z nimi, mimo że ich nie follow'uję. WIERD! Umieściłam na tt jednego tweet'a takiej treści:
Wylogowałam się, wzięłam telefon i wybrałam numer Maryśki.
- Co tam Zośka? - po sekundzie usłyszałam głos Maryśki w słuchawce.
- Rodzice przyjechali...
- Aha, no to nie ciekawie.
- A no nie.. Wpadniesz?
- Jasne! Za chwilę będę. - mówiąc to rozłączyła się.
Dwie minuty później do drzwi zadzwonił dzwonek. Jak usłyszałam, stojąc przy schodach, drzwi otworzyła matka.
- Cześć Marysiu.
- Dzień dobry. Ja do Zośki, mogę?
- Oczywiście, wchodź.
Matka była dziwnie miła. Nigdy Maryśki tak "słodko" nie nazwała. "Marysiu"?! WTF. I am shocked.
- Cześć kochanie! - powiedziała Maryśka pokonując ostatni schodek. - Mówiłam Ci, że nienawidzę Twoich schodów, tak samo jak moich? - zaśmiała się.
- Hej kochana blondyno! Tak mówiłaś, nie raz. Ja Tobie też tak samo mówiłam.
Zaczęłyśmy się śmiać. Weszłyśmy do pokoju, usiadłyśmy na łóżku i zaczęłyśmy gadać. Po jakimś czasie Maryśka powiedziała:
- Tak w ogóle, to może sprawdzimy pocztę. Już po 14, może odpisali.
- No jasne, już sprawdzam.
Zalogowałam się na pocztę Maryśki. Był tam wyczekiwany e-mail. Otworzyłyśmy go i zaczęłyśmy czytać. "Dear Lady Olechowicz.... We accepted your application... We will be honored to have you at our Academy..."
- Przyjęli mnie!!! - krzyczała tańcząc z radości po całym pokoju.
- Jej! Super! - zaśmiałam się.
- Teraz Ty zobacz. - powiedziała pośpiesznie Maryśka.
Wylogowałam się z poczty Maryśki i weszłam na swoją. Też dostałam odpowiedź i również pozytywną. Cóż. Szkoda. Maryśka nie wie, że składałam też do NY i L.A., nie chciałam jej mówić. Tam też się dostałam. Ale skoro się tu też dostałam, to idę tu, z nią. Moją walniętą Maryśką.
- Będziemy razem! Będziemy razem!
Maryśka rozpoczęła swój taniec szczęścia. Wiedziała, że do końca nie jestem szczęśliwa, bo wolałabym być w Ameryce, ale cóż. Dla przyjaźni wszystko.




________________________________
Liczę na wasze komentarze xx

3 komentarze:

  1. Wow.! Fantastyczny początek.! *_*
    Opowiadanie zapowiada się bardzo ciekawie : )

    http://xxstereoheartsxx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. masz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada sie bardzo ciekawie x.

    OdpowiedzUsuń