wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 6. I co mnie to obchodzi?! Mam na to wylane!

Przebudziłam się koło godziny 9, co jak na mnie, jest bardzo wczesną porą. W domu panowała cisza i spokój, jakby nikogo nie było. Tylko ja i nic poza tym. Maryś jeszcze przekręcała się z boku na bok w łóżku obok. Co do mnie, to nie mogłam spać. Miałam koszmary, że matka znowu się do czegoś doczepiła i kolejna kłótnia. Porażka... Tak będzie całe życie, jeżeli ona w końcu nie zrozumie, że to jej wina. Nie chciałam żeby Maryś się obudziła, więc wyszłam sobie na balkon. Przy okazji mogłam zobaczyć jaka jest dziś pogoda. Było ciepło, bardzo ciepło. Delikatny wiaterek przyjemnie muskał moje ciało. Zamknęłam oczy i wyobraźnia wzięła górę, zresztą jak zwykle. Otworzyłam oczy i stwierdziłam, że przydałoby się coś namalować. Szybko, ale zarazem cicho wróciłam do pokoju. Założyłam strój, na który zarzuciłam jedynie koszulę. Wzięłam sztalugę, pędzle, płótno, farby i siedzenie. Poszłam znowu na balkon, na którym rozstawiłam sprzęt. Usiadłam i spojrzałam na przepiękny krajobraz znajdujący się przede mną. Ujęłam pędzel w dłoń i zaczęłam malować. Potrafiłam się w tym zatracić tak samo jak w muzyce. Nie było i do tej pory nie ma dla mnie ograniczenia czasowego, jeżeli chodzi o malowanie czy muzykę. Poprawiając ostatnie detale, delikatnie zerknęłam na zegarek. Dochodziło południe. Zadowolona z efektów pracy, podniosłam swój leniwy tyłek i odetchnęłam pełną piersią zaczerpując przy tym dużą ilość świeżego powietrza. Rozejrzałam się jeszcze po okolicy. Na balkonie, w jednym, niewiele od nas oddalonym domu, stał jakiś chłopak, który bacznie mi się przyglądał. Bynajmniej tak mi się wydawało. Nie wnikam. Spoko, skoro chce się patrzeć, to niech sobie patrzy. Nagle na dole zrobiło się głośniej niż było do tej pory. No tak, z domu wyszli rodzice. Wyglądali na szczęśliwych. Mamuśka rozpromieniona od ucha do ucha... Żal mi jej. Jak można tak udawać. Nie chcąc na nich patrzeć wróciłam do pokoju z popsutym na nowo humorem. Maryśki nie było już w łóżku. Najwyraźniej wstała i poszła do kuchni, bo też ogarnęła, że rodzice już poszli i można bezpiecznie zejść. No tak, przez podwórkowy widok, zapomniałam zabrać obrazu. Znowu wróciłam na balkon i zaczęłam zbierać rzeczy.
- Dzień dobry w południe niebieskooka.
- Dzień dobry zielonooka. - zaśmiałam się.
- Widziałam jak tworzyłaś, ale nie chciałam przeszkadzać.
- Tak? Jak zwykle nic nie słyszałam. Patrz, oto dzieło, które stworzyłam. - zaśmiałam się po raz kolejny.
- Ooo. Śliczne. - powiedziała. - Pamiętam jak w zeszłym roku właśnie malowałyśmy razem naturę. - dodała.
- Dziękuję za komplement. Co do tego, to też pamiętam. Może jak wrócimy, to też znowu sobie razem potworzymy, co?
- Oczywiście. Zgadzam się. - mówiąc to puściła mi oczko. - A zapomniałam, to dla Ciebie. - wręczyła mi kubek z kakao.
- Dziękuję skarbie. Kochana jesteś. - dałam jej buziaka w policzek i wróciłam do pokoju.
Maryś weszła za mną. Koło godziny 13 zebrałyśmy się i wyszłyśmy z domu. Powędrowałyśmy sobie na plażę. Resztę dnia, mniej więcej do 19 spędziłyśmy na opalaniu i pływaniu. Jak wiadomo, było cudownie. Osobiście kocham taką pogodę.


Następnego dnia zrobiłyśmy sobie wycieczkę po najbliższej okolicy. Wypożyczyłam deskorolkę, a Maryś rolki i ruszyłyśmy w "podróż pełną przygód", robiąc przy tym mnóstwo zdjęć. Dzień minął bardzo szybko, zdecydowanie zbyt szybko, ale za to w bardzo dobrym humorze. Wracając do domu, obawiałyśmy się, że zastaniemy rodziców i dobry humor, że tak powiem, pryśnie. Na szczęście, jak zazwyczaj bywało, rodziców nie było w domu, więc luz. Gdy się już ogarnęłyśmy, po dość wyczerpującym dniu, włączyłyśmy sobie TV, a podczas oglądania popijałyśmy wcześniej zrobioną gorącą czekoladę. Koło godziny 23 poszłyśmy się wykąpać i wskoczyłyśmy do naszych łóżek. Wzięłyśmy laptopy w dłoń i zalogowałyśmy się na tt, gdzie napisałyśmy po jednym tweet'cie.

Później jeszcze szybko ogarnęłyśmy, co nowego w świecie, a następnie wyłączyłyśmy nasze laptopy.
- Dobranoc skarbie! - powiedziała Maryśka. - I tak jeszcze się zapytam, o czym tak intensywnie myślisz?
- Co robią rodzice? To mnie zastanawia.
- Miej na to wylane. Są dorośli.
- No niby tak, ale mimo wszystko się o nich martwię. Chociaż co mi tam. Dam sobie na luz.
- Poradzą sobie. Nie martw się już. Oni się o nas nie martwią. A teraz już śpij. Dobranoc.
- Dobranoc blondyno moja. - powiedziałam ostatkiem sił i nie wiem nawet kiedy zasnęłam.

Kolejne dni wakacji w Nowej Zelandii minęły bezstresowo, ale to tylko dlatego, że nie widywałyśmy się z rodzicami. Jedyny plus, że można ich unikać. Dzień przed wylotem, czyli właśnie dzisiaj, postanowiłyśmy, że wybierzemy się na imprezę. Trzeba czasami zaszaleć. Nie przejmujemy się jutrzejszym wylotem, tylko dlatego, że będzie dopiero po południu, także się spokojnie wyśpimy, po zarwanej nocce. Na mieście wywieszone były ogłoszenia o największej i najlepszej imprezie w tym regionie, więc czemu mamy nie skorzystać. Dochodzi już 20. Zaczęłyśmy się dopiero szykować, bo impreza na 23, także spokojnie zdążymy. Koło 22:30 zeszłyśmy na dół. Myśląc że nie ma nikogo w domu, skierowałyśmy się od razu w stronę drzwi wyjściowych. Jak nigdy okazało się, że w domu są rodzice. Jak na złość! FUCK!
- Gdzie idziecie dziewczyny? - zapytał tata.
- Na imprezę. Chcemy zobaczyć jak tu wyglądają, bo jeszcze nie byłyśmy, a jutro wylot. - odparłam.
- A! To fajnie. Bawcie się dobrze. - dodał tata.
Uff. Myślałam, że będzie gorzej, ale z drugiej strony poszło chyba za prosto. Odwróciłyśmy się znowu w stronę drzwi i już chciałyśmy wychodzić, gdy do skończonej już rozmowy dowaliła się mama.
- Że co Ty, Michał powiedziałeś? Nie mogą nigdzie iść! Mają SZLABAN.
- Tak właśnie, mają szlaban. - dodała Wioletta, mama Maryśki.
- Że co?! - krzyknęła Maryśka.
- Właśnie, co mamusia powiedziała? - dodałam jak najdelikatniej.
- Szlaban dziecko. Którego słowa nie rozumiesz, może przeliterować?
- Nie jestem idiotką, jak ... - nie skończyłam, nie chciałam pogarszać sytuacji, ale chyba i tak pogorszyłam.
- Jak? Jak kto się pytam?!
- Odpowiedz sobie sama na to pytanie mamo. Co do imprezy, nie możesz mi kazać żebym została w domu!
- Oczywiście, że mogę moja panno. Jestem twoją matką, tak dla twojej wiadomości.
- Serio? Nie wiedziałam. A tak w ogóle nie jestem twoja. Nie jestem twoją własnością. Nie byłam i nigdy nie będę.
- Ciekawe, kto ci dał życie. Hmm?
- Ja się na świat nie pchałam, bynajmniej na TAKI świat.
Matkę trochę zatkało, ale po chwili dalej gadała swoje.
- Nie idziecie nigdzie i koniec. Takie gówniary, które nie mają szacunku dla swoich matek, nie mają praw.
- Słucham?! Dobrze się czujesz? Bo to chyba wasza wina, że mamy do was taki, a nie inny szacunek.
- Oczywiście. Myśl sobie co chcesz, ale my się wami opiekowałyśmy tyle lat, a wy się nam tak odpłacacie.
- Opiekowałaś się mną, mówisz?! Jakoś sobie nie przypominam. Głupoty gadasz!
- Nie pyskuj mała! - wykrzykując to uderzyła mnie w twarz.
- Gadaj sobie co chcesz!
- Ty mała suko! Wydziedziczę cię, zobaczysz!
- Mała?! Suko?! Coś jeszcze? Weź już skończ.
- Zobaczysz!
- I co mnie to obchodzi?! Mam na to WYLANE.
Mówiąc to odwróciłam się w stronę drzwi. Odchodząc słyszałam jeszcze słowa ojców: "Chyba Was do końca pogięło!" Mieli rację, pogięło je, tylko czemu wcześniej się nie wtrącili, nie pomogli jak te mówiły swoje. Nasze życie z nimi, to jeden wielki HORROR! Całe szczęście, że nie bywają w domu za często, a teraz się wyprowadzamy, więc nie będą już całkowicie nam zawracały gitary...






_________________________________
Czytasz - komentuj!
Jak? Podoba się? x

1 komentarz:

  1. Cześć zią :))
    Spamik c:
    Zapraszam: http://makethislifeeasier.blogspot.com/ ((:

    OdpowiedzUsuń